Strona główna/Aktualności/Historia/Abecadło Rzeczy Śląskich. Bez pracy nie ma bałwanów!

Abecadło Rzeczy Śląskich. Bez pracy nie ma bałwanów!

01.02.2022 Historia

 Pan Antoni z Boguszowic podzielił się ze mną ciekawą myślą na temat pracowitości: „Styknie pozaglądać, jak ludzie kulają ze śniega bałwana, to zaro po tym widać, czy mają grajfka do roboty, czy są lebrami!”. Właśnie! Pokażcie swojego bałwana, a on powie, kim jesteście! Bo bez pracy nie ma kołocza, ale bałwanów też.

 

 

Zdj. arch. Marek Szołtysek

Gdy porównamy europejskie krainy pod względem ich stosunku do pracy i obowiązków, to musimy przyznać, że Europa nie jest jednolita. Z pracowitości słyną Niemcy, Szwedzi, Holendrzy... Lżejszy stosunek do pracy mają Polacy, Hiszpanie, Włosi, Portugalczycy. Czy to przypadek, czy są może jakieś uwarunkowania takiego stanu rzeczy? Mówiąc dużymi skrótami, najbardziej pracowite są te części naszego kontynentu, gdzie ludzie są w większości wyznań protestanckich. Inaczej jest wśród katolików. Takie rozróżnienie nie wyczerpuje jednak w pełni zagadnienia, bo istnieje przykładowo hiszpański region - Katalonia, gdzie obyczaj pracy jest na wyższym poziomie niż w pozostałych częściach Hiszpanii, a zwłaszcza na południu. Dzieje się tak dlatego, że Katalonia ma tradycje przemysłowe. Podobnie jest w uprzemysłowionych północnych regionach Włoch, np. w Lombardii czy Ligurii, gdzie Włosi mniej się spóźniają, są bardziej pracowici, oszczędni, dbają o porządek...

Czym to tłumaczyć i czy takie rozróżnienie w ogóle można udowodnić, czy można pokazać konkretne tego przyczyny? Wydaje się, że katolicy mają większe zaufanie do Opatrzności, wierzą, że „jakoś to będzie!”, zaś protestanci bardziej liczą na owoce własnej pracy - to ćwiczy ich w pracowitości, planowaniu działania i oszczędzaniu tego, co wypracowali. To jednak nie wyczerpuje zagadnienia, bo również tam, gdzie istnieje wielki przemysł, tam człowiek musi się dostosować do rytmu fabrycznych maszyn, co wymaga punktualności, systematyczności... Przemysł ćwiczy więc społeczności ku obyczajowi dobrej pracy - i takie zjawisko nastąpiło w przeszłości na Śląsku. Bo przecież wszyscy podkreślają zgodnie, że Ślązacy to lud pracowity! Dlaczego tak jest? Na Górnym Śląsku już od średniowiecza istniały kopalnie ołowiu, cynku, żelaza czy srebra, w których Ślązacy uczyli się dyscypliny pracy. Kiedy zaś w XIX wieku na niespotykaną dotąd skalę rozwinął się przemysł ciężki i wydobywczy, to pracodawcy poszukiwali przede wszystkim sumiennych i fachowo przygotowanych robotników. Tym tylko stosunkowo dobrze płacili.

 Takim sposobem przez ponad sto lat Ślązacy wyćwiczyli się w dobrej robocie. Następnie obyczaj dobrej pracy z fabryk i kopalń przenosił się na życie codzienne. Rodzice, życząc przecież dzieciom sukcesów, uczyli je dobrej roboty, egzekwując tę naukę podczas prac domowych. Na tych zaś, co byli dalecy od ideału pracowitości, w śląskiej godce pojawiło się wyjątkowo dużo określeń: niyrob, niyrobiś, niyrobol, śmierdzirobotka, prożniok, łoj, leber, miglanc, lewus, elwer, borok, borajstwo, pierdoła, klipa, ślimok, niyrychtig, niemota, dupa, dupa w kraglu, dupek, rzić, mamlas, mamlasiaty, pierdoła, mamuła, nygus, ciućmok, fifrok, ciubaryk, niywlazło, tromba, trompeta, gramoła, gramlaty, cielepa, szpotlok, szłapok, zawalaty, gupielok, lebioda, flyja, fafuła, iptuś, ipta, ipta z karasola, łobijok, sowizdrzoł, lyń, gruchlik, chlebus, zgniyłek, zgniyluch, chachor, gnoj, nieakuratny, bamont, bałwon, bezprzytomny, amajz albo mówiło się też o takim, że mo piosek w rynkowach, albo że jest z niego darymny futer.

Publicysta
Marek Szołtysek
do góry