Strona główna/Aktualności/Kultura i rozrywka/Słodka Wielkanoc aktora Karola

Słodka Wielkanoc aktora Karola

31.03.2024 Kultura i rozrywka

Od mamy usłyszał: spróbuj! I został cukiernikiem. Od aktorki Doroty Pomykały: nie rezygnuj! I wciąż ma apetyt na więcej. Rybniczanin Karol Ciecior, mistrz cukiernictwa, właściciel Atelier Słodyczy i - co może być pewnym zaskoczeniem - aktor dramatyczny i filmowy, zabiera nas do swojego świata pełnego bliskich mu osób, smacznych wypieków i dobrego kina.

Karol Ciecior zaprasza nas do swojego świata pełnego bliskich mu osób, smacznych wypieków i dobrego kina. Zdj. Dominika Kufieta

Na wielkanocnym stole - kołacze, babki i mazurki sable. Wokół rodzina.

- Czasem marzymy, by gdzieś wyjechać, ale święta to dla cukierników bardzo pracowity czas. Na szczęście to również doskonała okazja do tego, by spotkać się z bliskimi. Rozmawiamy wtedy o słodkościach, które uwielbiamy oraz o rodzicach, których często wspominamy. To właśnie od nich zaczęła się nasza przygoda z tym słodkim światem - opowiada Karol Ciecior.

Jaki ojciec, taki syn

Mówi, że urodził się w cukierni. 33 lata temu. - Rodzice otworzyli cukiernię w 1990 roku. Ojciec był cukiernikiem, mama zajmowała się sprzedażą, ale z czasem to właśnie ona przejęła stery i stała się twarzą naszej cukierni. Ojciec zaczynał w cukierni u Wilczka, potem pracował w pączkarni Tkocza, którego poznał w autobusie, jadąc na egzamin mistrzowski. To właśnie u niego tata zaczynał wprowadzać swoje ciasta, w tym słynne już kołocze. I coraz częściej słyszał słowa zachęty, by pójść na swoje. Zdecydował się i przy domu na ul. Reymonta postawił cukiernię, a mały Łukasz, mój brat, pomagał tacie nosić cegły - wspomina Karol. Dziś w tym samym miejscu nadal produkuje się słynny śląski kołocz według receptury Janusza Cieciora.

Słynny śląski kołocz według receptury Janusza Cieciora. Jego syn Karol wciąż poleca ten wyśmienity wyrób nie tylko na świąteczne stoły. Zdj. Marcin Giba

- Tym kołoczem młode pary częstują swoich gości i sąsiadów. Wysyłamy go też do klientów w całej Polsce, a nawet w Niemczech i cieszymy się, że dzięki nam również za granicą można poczuć ten wyjątkowy smak - mówi Karol, tata dwuletniego Mikołaja, który coraz częściej zagląda do pracowni.

- Kiedy dostał ciasto drożdżowe do ręki, bardzo się zdziwił jego strukturą, ale powoli zaczyna się tym cieszyć i wszystko go interesuje - mówi dumny tata. I dodaje: - Bliscy są dla mnie bardzo ważni. Żyjemy pracowicie i rodzinnie.

Słodko-gorzkie początki

Karol ma pięcioro rodzeństwa, więc nie czuł presji spadkobiercy rodzinnego biznesu. - Ale mama zachęcała mnie, żebym został cukiernikiem, więc spróbowałem. Mocno mnie wspierała, bo nie było mi lekko - wspomina. Ale prawdziwe trudności miały dopiero nadejść.

- Już na półmetku szkoły rozpocząłem pracę nocną 5 dni w tygodniu, a zaraz po niej pędziłem na zajęcia. Gdy kończyłem szkołę, rodzice już chorowali. Zmarli w 2009 i w 2010 roku. Spadło to na mnie za szybko. Miałem 18 lat gdy musiałem założyć działalność i przejąć firmę, a brat Łukasz, który jest ogromnym wsparciem i osobą, dla której nie ma rzeczy niemożliwych, został moim wspólnikiem. Babcia Róża, mama taty, jeszcze długo po śmierci rodziców rozliczała księgowość firmy. Wspierała też tatę w warsztacie, a mamę za ladą w sklepie. I wciąż opowiada ciekawostki o naszej cukierni - opowiada Karol.

Dziś w cukierni pracuje też jego siostra Dominika. Rybniczanin przyznaje, że tamte doświadczenia były dla niego ogromną lekcją pokory.

- Przeszliśmy z bratem długą drogę, zanim wyprowadziliśmy firmę na prostą. Byłem młody i miałem inne oczekiwania - musiałem pracować, gdy moi rówieśnicy się bawili. Było mi trudno przede wszystkim psychicznie, więc były łzy i rozpacz, ale bardzo wspierała nas rodzina, w tym siostry mojego taty i ich mężowie. Teraz działamy już pełną parą, sami, ale zawsze możemy liczyć na pomoc rodzeństwa: Doroty, Krzysztofa, Tomasza i rodziny, a nawet cukierników z dawnych lat Zbyszka, Mariusza, Mirka i Grzesia - opowiada Karol.

Nigdy nie żałował, że wybrał ten zawód. - Tata nie zdążył mi wszystkiego przekazać, więc sam musiałem się szkolić, szukać i odkrywać. I to mnie zafascynowało - mówi z błyskiem w oku Karol - od 17 lat w zawodzie.

Bez pracy nie ma kołaczy

O swojej pracy mógłby opowiadać godzinami. O kokosowych wykończeniach i owocowych frużelinach, o sokach wyciskanych do kremów i prażonych migdałach podkręcających smak, o smażonej wieloowocowej marmoladzie i niecodziennych ciastach jak prosecco. - W odwiedzanych miastach zawsze wstępujemy do cukierni by spróbować lokalnych wyrobów. Lubimy jeść różne ciasta - mówi. W cukierni pomaga mu żona Adriana, również cukierniczka.

- Mocno mnie wspiera i inspiruje. Zajmuje się deserowymi ciastami i nowoczesnym cukiernictwem - monoporcjami i monodeserami, czyli eleganckimi deserami dla jednej osoby i delikatnymi musami wykończonymi połyskującą glazurą. Ada robi też torty artystyczne i dekoracje z czekolady. Lubi wprowadzać nowe smaki, a na dodatek fantastyczna z niej matka! - mówi z dumą Karol.

W firmie zatrudnia dziś ponad 20 osób. I wciąż chce się rozwijać. - Nie stoimy w miejscu, choć to niełatwy zawód, ale przecież każdy jest trudny, jeśli poświęca się mu więcej niż przysłowiowe 8 godzin. Specjalizujemy się w wyrobach tradycyjnych - na Boże Narodzenie to piernik świąteczny czy moczka Lucynka, nazwana tak na cześć mojej mamy, na Wielkanoc - babeczki i mazurki, na wesela kołacze, a na imprezy rodzinne czy biznesowe tzw. słodkie stoły - wylicza.

W połowie roku planuje otwarcie kawiarni przy ul. Wiejskiej.

- Będziemy zapraszać na śniadania i desery, organizować pokazy, by goście popijając włoską kawę zobaczyli, jak powstają ich ulubione ciasta - mówi.

Już to robi - w internecie publikuje filmiki, promuje rzemiosło i z pasją opowiada o swojej pracy. - Prowadzenie cukierni to nie tylko wyprodukowanie pączka czy ciastka. Dziś trzeba prowadzić stronę i sklep internetowy, fan page na FB i Instagramie, kanały na TikToku i YouTubie. Trzeba stawiać na reklamę i marketing - opowiada o zmianach, które nie ominęły też nazwy ich firmy.

- Rodzice zakładali Cukiernię Ciecior, potem pracowaliśmy w cukierni U Janusza, a dwa lata temu nasz zespół wybrał nową nazwę: Atelier Słodyczy - opowiada.

Wielkanoc u Cieciorów

- Często słyszymy, że rodzice byliby z nas dumni… - uśmiecha się Karol. Będą ich wspominać przy wielkanocnym stole zastawionym również słodkościami. Cukiernik szczególnie poleca mazurki na bazie ciasta kruchego sable, z kremem i polewą.

- O różnych smakach: mazurek z kremem lemon curd, mazurek makowo-czekoladowy, pistacjowy, z adwokatem i maliną, mango-marakują i kokosem czy z czarną porzeczką. Każdy nasz mazurek ma dekorację z czekoladowymi jajkami, które oczywiście sami produkujemy - opowiada.

Na Wielkanoc cukiernik szczególnie poleca mazurki na bazie ciasta kruchego sable, z kremem i polewą. Zdj. D. Kufieta

Poleca też babeczki w kilku wersjach - od małej do koszyczka na święconkę po dużą drożdżową babę z cynamonem, rodzynkami i lukrem.

- Na święta warto też wybrać ciasta deserowe. Moje ulubione to szarlotka ze świeżych jabłek z bezą, ciasto leśny mech z dodatkiem szpinaku wykończone kremem śmietankowym i malinową frużeliną oraz sernik wiedeński, który robimy według receptury rodziców i cieszę się, że cały czas jest tak lubiany przez naszych klientów - mówi Karol, który zajął się też produkcją rzemieślniczego pieczywa.

- Ostatnio robię chleby na tzw. zakwasach dzikich, które „wyprowadza” się z owoców, ale też z roślin, na przykład z kwiatu bzu. Można więc zrobić chleb, który w smaku będzie miał aromaty bzu. To mnie zafascynowało, ale od zawsze ciekawiła mnie mikrobiologia - mówi Karol. Okazuje się, że nie tylko ona.

Najlepszy cukiernik wśród aktorów

- Kierowała mną ciekawość - mówi o katowickiej szkole aktorskiej Doroty Pomykały, którą Karol-cukiernik wybrał tuż po tym, jak został technikiem technologii żywienia. - Chciałem spróbować czegoś innego - przyznaje. Łatwo nie było, ale Dorota Pomykała - silna, charakterna i uśmiechnięta kobieta, jak o niej mówi - była bardzo motywująca.

- Zderzyłem się z inną rzeczywistością. Aktorstwo to świat pełen emocji i otwartej wyobraźni, a ja byłem totalnie pozamykany. To były trzy trudne lata, ale zdobyłem dyplom aktora teatralnego scen muzycznych i dramatycznych. Dorota Pomykała mówiła, że nie podaruje mi, jeżeli będę robić pączki, a nie teatr. Przekonywała, że na scenie widać moją siłę, dlatego dalej powinienem iść w tym kierunku. Odpowiadałem wtedy: - Ale ja mam swoje ciasta - wspomina.

Karol, cukiernik i aktor. Zdj. D. Kufieta

Wytrzymał rok i trafił do Warszawskiej Szkoły Filmowej Macieja Ślesickiego i Bogusława Lindy. Grywał też w zespołach prowadzonych przez Izabelę Karwot w Teatrze Ziemi Rybnickiej i Jadwigę Demczuk-Bronowską w Klubie Energetyka.

- W szkołach w Katowicach i Warszawie poznałem wielu fantastycznych ludzi i różne sposoby pracy na scenie i przed kamerą. Obie szkoły kończyły się spektaklem dyplomowym, tak pomyślanym, by każdy z aktorów mógł się zaprezentować - mówi.

Warszawską filmówkę skończył prawie dwa lata temu.

- To był intensywny czas łączenia pasji z pracą w cukierni, ale cieszyło mnie, że mogłem wejść do świata ludzi sztuki. Oni są pełni pozytywnej energii, którą teraz staram się zarażać innych - mówi.

Na razie stawia na tacierzyństwo, chce też stworzyć silny zespół cukierników, otworzyć kawiarnię w Rybniku, a potem być może w Warszawie, gdzie mógłby wreszcie zająć się aktorstwem.

- Na pewno zagram jeszcze w jakichś fajnych filmach! - zapowiada Karol Ciecior.

I już cieszy się, że w święta, jak zresztą w każdej wolnej chwili, obejrzy sporo dobrych filmów.

Dziennikarz
Sabina Horzela-Piskula
do góry