Strona główna/Gazeta Rybnicka/Dzielnice Rybnika/Rybnik-Północ/Kto dziś pamięta o rybnickich nutriach? Rozmowa z (..)

Kto dziś pamięta o rybnickich nutriach? Rozmowa z założycielką Nutriowiska

04.10.2025 Miasto

Rok temu Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wydała decyzję o eliminacji nutrii na terenie woj. śląskiego, która wywołała ogromne emocje. W reakcji na medialną burzę w ekspresowym tempie powstały w Rybniku dwa ośrodki, które legalnie mogą je przetrzymywać. Właśnie zakończył się kolejny przetarg na odłów nutrii, tym razem w zmienionej formule – część zwierząt trafi do ośrodków zaradczych i azyli, a pozostałe zostaną uśmiercone farmakologicznie. O rybnickich nutriach rozmawiamy z Agnieszką Kułakowską, założycielką Nutriowiska.

Dlaczego stworzyła Pani ośrodek dla nutrii?

Od dziecka uwielbiam zwierzęta. Informacja o odstrzale była dla mnie szokiem, zwłaszcza że do tej pory nutrie były maskotkami miasta. Pamiętam tablice informujące jak je dokarmiać, były w miejskim kalendarzu, wydawało się, że są zaopiekowane przez społeczeństwo. I nagle decyzja o odstrzale. Podobnie jak większość mieszkańców Rybnika nie miałam pojęcia, że to inwazyjny gatunek obcy. Kiedy zaczęłam zgłębiać temat, zrozumiałam, że sytuacja jest prawnie skomplikowana, ale pojawiła się też furtka – możliwość tworzenia azyli.

Skontaktowałam się z ludźmi zaangażowanymi w protesty i wspólnie myśleliśmy, jak możemy pomóc nutriom. Tu odezwały się we mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, legalizm wyniesiony z 22 lat służby w Straży Granicznej. Po drugie, etyka zawodowa. Jestem psychologiem, prowadzę własny gabinet i pracuję z ludźmi, którzy mi ufają. Nie chciałam nadwyrężać  tego zaufania łamiąc  prawo. Wiedziałam, że jeśli mam działać, to tylko zgodnie z przepisami. Odstrzał już trwał, więc czas naglił. Złożyłam wniosek o utworzenie ośrodka w ramach działań zaradczych i zaoferowałam część swojego ogrodu, by stworzyć nutriom bezpieczne miejsce.

Wszystko potoczyło się błyskawicznie – zgodę od GDOŚ dostaliśmy w tydzień. Niesamowitym zaskoczeniem była reakcja ludzi. Temat tak rozgrzał emocje, że w dwa tygodnie na zbiórce, którą zorganizowaliśmy, pojawiło się 20 tysięcy złotych. Dzięki tym funduszom i pomocy kilkunastu wolontariuszy, w zaledwie 16 dni postawiliśmy ośrodek. Budowaliśmy w każdej wolnej chwili i 24 października przyjęliśmy pierwsze nutrie. To była niezwykła siła gorących serc i rąk gotowych do pracy.

Agnieszka Kułakowska, założycielka Nutriowiska. Zdj. archiwum prywatne

Zawód psychologa pomógł zrozumieć skrajne emocje wokół tej sprawy?

Skrajne emocje wzięły się w dużej  mierze  z nagłej zmiany narracji i zaskakujących brutalnych działań bez jakichkolwiek uzgodnień społecznych: nutria, do której biegało się z marchewkami, z dnia na dzień stała się szkodnikiem do zabicia. W rzeczywistości zmienił się tylko jej status prawny, a nie samo zwierzę. Trzeba pamiętać, że to wina człowieka, nie nutrii, że znalazły się w rodzimej przyrodzie. Człowiek je przywiózł do Europy dla futra i mięsa, a potem porzucił, gdy przestały się  opłacać. Kluczowe jest rozdzielenie dwóch rzeczy i chcemy o tym edukować. W naszym środowisku nutrie mogą szkodzić, ale same w sobie nie są złe. Po odizolowaniu stają się wspaniałym obiektem obserwacji.

Jako była funkcjonariuszka rozumiałam, że RDOŚ po prostu realizuje swoje zadania. Mój dialog z urzędnikami polegał na tym, by pokazać, że ten cel można osiągnąć bezkrwawo. Chciałam, żeby wilk był syty i owca cała: wy macie zrealizowaną eliminację ze środowiska, a społeczeństwo nie musi patrzeć na rozlew krwi i ma poczucie, że uratowane zwierzęta mogą nadal żyć.

Jakie wymogi trzeba było spełnić, by powstało Nutriowisko?

Podstawą jest zgoda Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska na przetrzymywanie zwierząt. Dostałam ją w zeszłym roku w ciągu tygodnia z hakiem, co podobno było najszybszą taką decyzją w Polsce. Dlatego uważam, że nie jest sztuką wieszać psy na instytucjach. Myślę, że urzędnicy nie wydaliby tej zgody tak szybko, gdyby w głębi serca nie życzyli tym zwierzętom dobrze, zwłaszcza że w momencie ogłoszenia przetargu w kraju prawie nie było dla nich azyli.

Sama budowa ośrodka to już inna sprawa – zgodnie z wytycznymi musieliśmy stworzyć takie małe Alcatraz. Należało wybrać ziemię na 60 cm w głąb, dno obiektu zabezpieczyć siatką i  betonową opaską, a do tego okratować kojce z boków i od góry oraz stworzyć specjalną śluzę.

Z moich obserwacji wynika, że nutria, która ma dobre warunki i nie czuje się zagrożona, nigdzie się nie wybiera. Najgłębsza norka, jaką wykopały u mnie nutrie, nie przekroczyła 30 cm. Były to  jednak  pierwsze decyzje w Polsce dotyczące tego gatunku i prawdopodobnie połączono tu wymagania dla innych gatunków, jak bóbr czy szop, bo głównym celem jest absolutna pewność, że zwierzę nie wydostanie się do przyrody i nie będzie się rozmnażać – stąd też obowiązkowa sterylizacja i kastracja.

Aktualnie w Nutriowisku przebywa 19 nutrii, ale wkrótce będzie ich znacznie więcej. Zdj. archiwum prywatne

Obecnie macie 19 osobników. Ile docelowo może Pani przyjąć zwierząt?

W tym roku, chcąc powiększyć Nutriowisko, wystąpiliśmy do GDOŚ o nowe zezwolenie, tym razem dla Fundacji Łapa i Las, i otrzymaliśmy zgodę na 50 osobników, ale z uwagi na dużą liczbę młodych osobników, procedujemy zwiększenie limitu. Naszym głównym zadaniem jest teraz stworzenie dla nich kojców i zagospodarowanie terenu. Ponieważ zwierząt w potrzebie nie brakuje, niedawno wystąpiliśmy do GDOŚ również o przyznanie statusu azylu – wtedy można przyjąć zwierzęta w ilości adekwatnej do stworzonych warunków,  co zwiększy nasze możliwości  pomocy.

Ostatnio przyjęliśmy trzy nutrie z interwencji policyjnej w Gliwicach, gdzie na działce mężczyzna hodował w fatalnych warunkach dziesiątki królików i świnek morskich na sprzedaż. Same nutrie, trzymane bez dostępu do wody i schronienia, miały pełnić funkcję żywych straszaków na lisy, które wyjadały mu kurczaki.

Zegar znowu tyka – kolejny przetarg na odłów nutrii został rozstrzygnięty. 

Tak, walczymy z czasem. Na szczęście w nowym przetargu RDOŚ uwzględnił opcję przekazania nutrii do miejsc takich jak Nutriowisko – chodzi przecież o eliminację zwierząt ze środowiska, a nie ich zabicie. Nasze szanse na realną i szybką pomoc zwierzętom wzrosły w efekcie trójstronnego porozumienia z Fundacją Mushika i Urzędem Miasta Rybnika. Fundacja Mushika sfinansuje nam materiały na rozbudowę Nutriowiska oraz pokryje koszt zakupu samochodu niezbędnego do dalszych prac i sterylizację 20 zwierząt. Urząd Miasta jest obowiązany do zapewnienia wolontariatu, a my do powiększenia obiektu, przyjęcia 20 zwierząt (planujemy więcej) i ich utrzymania.

To ogromna pomoc, za którą jesteśmy niezmiernie wdzięczni, ale też wielkie zobowiązanie. To jest jednorazowe wsparcie na inwestycję, które nie obejmuje dalszych bieżących kosztów utrzymania zwierząt, paliwa, ubezpieczenia samochodu czy narzędzi, które nam się zużywają.

To znaczy, że koszty utrzymania drastycznie wzrosną?

Dokładnie, prawie trzykrotnie. Do tej pory potrzebowaliśmy miesięcznie około 4 tysięcy złotych. Po przyjęciu nowych zwierząt ta kwota wzrośnie do co najmniej 10 tysięcy, nie licząc opieki weterynaryjnej, która jest potrzebna praktycznie w każdym miesiącu. Więc tak: dzięki tej pomocy możemy uratować więcej zwierząt, ale rozbudowa oznacza też zwielokrotnienie kosztów. Dlatego teraz, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebujemy wsparcia w bieżącym utrzymaniu zwierząt.

Nutriowisko jest obecnie w fazie rozbudowy. Powstają nowe kojce by przyjąć więcej nutrii. Zdj. archiwum prywatne

Czy ludzie nadal pomagają tak chętnie, jak wtedy, kiedy o nutriach było głośno?

Niestety nie. Nasuwa się gorzka refleksja, że rybniczanie nie zdali egzaminu z empatii i odpowiedzialności. Najpierw potraktowali te zwierzaki jak maskotki – odwiedzali je i dokarmiali, co doprowadziło do wzrostu populacji. A gdy trzeba było wziąć za nie odpowiedzialność, narobili krzyku i zniknęli. Głośno krytykowali instytucje za zaniedbania, a zachowali się podobnie: zabawili się i zostawili te zwierzaki bez  wsparcia.

To niestety pokazuje naszą mentalność: chcemy darmowej rozrywki, darmowych zwierzątek do karmienia, ale trudno nam zaakceptować konsekwencje, jakie z tego wynikają, nawet dla samych zwierząt. O wzięciu za nie odpowiedzialności absolutnie nie ma mowy. Łatwiej jest oczekiwać, a nawet żądać, by to urzędnicy posprzątali po nas ten bałagan – tym bardziej że część z nich podobnie jak lokalne społeczeństwo nakręcała tę całą „zabawę”.

Na co się przekłada ta postawa? W tym roku ani jedna osoba z Rybnika nie przyszła, by  pomóc w jakichkolwiek pracach. Dziś Nutriowisko utrzymuje się dzięki garstce regularnych darczyńców – z czego tylko nieliczni są z Rybnika lub najbliższej okolicy. Reszta to ludzie z Dolnego Śląska, Gdańska, Lublina i innych rejonów Polski, a nawet z Wielkiej Brytanii czy Niemiec. Możemy również liczyć na pomoc w transporcie od wspaniałego małżeństwa spoza naszego miasta. Mąż na samym początku mnie ostrzegał: „Aga, zastanów się, bo zostaniesz z tym sama”. I miał rację w kwestii bezpośredniego wsparcia przez lokalną społeczność.

A jednak się Pani nie zraża.

Jestem urodzoną optymistką. Zawsze wierzę w jakiś łut szczęścia, który pomaga iść dalej – jak choćby obecne  wsparcie Fundacji Mushika. Ten optymizm pozwala nam się rozwijać. Gdy koszty utrzymania zwierząt zaczęły rosnąć, naturalnym krokiem było powołanie Fundacji Łapa i Las. Dało nam to nie tylko szansę na lepsze finansowanie, ale też pozwoliło myśleć szerzej – o działalności edukacyjnej i prospołecznej.

Naszym kolejnym celem jest zagospodarowanie terenu wokół Nutriowiska na rodzaj społecznego ogrodu. Chcemy stworzyć miejsce integracji, działające na prostej zasadzie: nutrie żyją w swoim azylu, w spokoju, a nieopodal, w ogrodzie, odbywają się spotkania i warsztaty dotyczące np. IGO, ekologii, dbałości o zdrowie – również psychiczne. Jako psycholog i terapeuta widzę w tym głębszy cel: stworzenie przestrzeni, w której ludzie, zamiast walczyć ze sobą, będą mogli skupić się na działaniu we wspólnym kierunku.

Jak mieszkańcy Rybnika i nie tylko mogą realnie wesprzeć Nutriowisko?

Ogromną pomocą byłoby systematyczne wsparcie w pracach, czyli wolontariat. Szczególnie teraz, przy rozbudowie, przydałaby się grupa taka osób. Poza tym oczywiście uniwersalnym wsparciem jest wszelka pomoc finansowa na utrzymanie zwierząt oraz pomoc rzeczowa: warzywa, owoce, ale też deski, płyty chodnikowe czy elektronarzędzia. Jesteśmy otwarci na każdą formę wsparcia i bardzo byśmy chcieli, żeby mieszkańcy Rybnika znów związali się z tymi zwierzakami – tym razem wspierając je odpowiedzialnie: z korzyścią dla natury i samych zwierząt.

O nutriach powstał nawet e-book pt. Nutrie o emocjach, które mają futro. – Jako psychologa fascynuje mnie, że każda z nich to indywidualność ze swoimi potrzebami i rolą w stadzie – mówi Agnieszka Kułakowska. Dochód z jego sprzedaży wspiera Nutriowisko. Zdj. archiwum prywatne

Czego nauczyła Panią ta cała historia?

Przede wszystkim nauczyła mnie wiele o samej sobie. Jestem osobą o małej cierpliwości, która lubi szybkie efekty. Ta historia pokazała mi, że wszystko ma swoje tempo, że czasami będzie coś szło jak po grudzie, że można być wkurzonym na urzędników, na ludzi, na okoliczności, ale gdy ma się przed oczami te zwierzaki, to człowiek się mobilizuje i robi swoje.

Pokazała mi, co jest naprawdę ważne. Zakochałam się w nutriach i pomimo godzin pracy, wydawania prywatnych pieniędzy i braku urlopu, nie czuję wyrzeczenia. Robię to z radością i poczuciem misji. Chcę być ich głosem, żeby ludzie nie kojarzyli ich z „czarną masą do zabicia”, ale z fantastycznymi stworzeniami, które nie muszą ginąć w ramach działań związanych z ochroną rodzimej przyrody.

Nauczyła mnie też pokory i prawdziwej odpowiedzialności. Od początku wiedziałam, że cały ciężar spocznie na mnie, dlatego nie mam żalu do tych, którzy się wycofali. Co najważniejsze, odkryłam w sobie, że potrafię brać tę odpowiedzialność bez cienia pretensji. To był mój wybór. Gdybym miała dziś podjąć tę decyzję raz jeszcze, nie zawahałabym się ani sekundy. Widok nutrii wynagradza absolutnie cały wysiłek. Jestem ogromnie wdzięczna wszystkim, którzy się do tego przyczynili.

Losy rybnickich nutrii można na bieżąco śledzić na facebookowym profilu Nutriowiska oraz na stronie internetowej.

dziennikarz
Dominika Rauk
do góry