„Rybnickie Pompeje”

11.06.2025 Niewiadom

– To nie są Pompeje, ale to są nasze ruiny, po naszych starzykach – mówi Andrzej Adamczyk o pozostałościach po dawnej kopalni Szczęście Beaty, które można odkryć w niewiadomskim lesie, w okolicach ulicy Raciborskiej. Za bajtla szukał tam pogórniczych skarbów, teraz napisał kolejną książkę o „Beatensgluckgrube” i zaprasza na niezapomniany spacer do przeszłości.

Zdj. Aleksander Król– W dzieciństwie często my biegali po tym lesie. Gdzie rurka wystawała z betonowej płyty, to my tam kamyki wrzucali. Dopiero jak byłem trochę starszy, to się dowiedziałem, że to był Nord Schacht, czyli kopalniany szyb północny – uśmiecha się do swoich wspomnień Andrzej Adamczyk. – Do dziś niektórzy z wykrywaczami metali chodzą po lesie, czasem jeszcze jakąś markę narzędziową znajdą, którą dostawał górnik, jak narzędzia na szychta pobrał – tłumaczy pasjonat górniczej historii.

Dokładnie 170 lat temu w tutejszym lesie też szukano, ale czarnego złota. „Gdy dookoła powstawały kopalnie, górnictwem zainteresował się również Franz Strahler z Wiednia, od 1850 roku właściciel dóbr rycerskich w Niewiadomiu Dolnym. Zlecił on na własny koszt poszukiwanie węgla na terenie Niewiadomia […] Ostatecznie około 1855 roku nawiercono pokład. [...] Strahler zgłosił kopalnię w Królewskim Górnośląskim Urzędzie Górniczym w Tarnowskich Górach 7 lipca 1856 roku. Kopalnia otrzymała nazwę Beatensgluck (Szczęście Beaty) na cześć jego żony Beaty Strahler z domu Magerle” – czytamy w najnowszej książce Adamczyka.

Ale szczęście kiedyś się kończy, tak samo jak pokłady węgla. Niewiadomska kopalnia została zamknięta 1 lutego 1919 roku, a agonię Beaty przyspieszyły jeszcze górnicze strajki. 700 osób straciło wówczas pracę.
O dawnej grubie przypominają dziś kierowcom jadącym ulicą Raciborską górnicze młotki widoczne na ścianie charakterystycznego budynku – to dawne górnicze kasyno, ale pamiątek po fedrowaniu w niewiadomskim lesie jest więcej.

Co zostało tam po dawnej kopalni? – Osiedle kopalniane Beata z zachowanymi do dziś przy ulicy Raciborskiej trzema najstarszymi budynkami z lat osiemdziesiątych XIX w. Wśród nich jest m.in. „hotelik” Leśnej Ostoi. Zaś nieco bliżej Rybnika znajdują się niedawno odnowione i pomalowane na szaro familoki, które pochodzą z 1914 i 15 roku. Dalej w stronę lasu na tak zwanej Helenie, czyli przy szybie o nazwie „Helena” z roku 1907 (w okolicach miejsca, gdzie z przyczepy często sprzedają kartofle) widać barak, gdzie kiedyś znajdowała się m.in. stajnia i wozownia. A po drugiej stronie drogi jest kasyno. Jedni nazywają ten budynek kantyną, ale po niemiecku było napisane „Werk casino”, czyli kasyno robotnicze. Pamiętam z dzieciństwa festyny, które się tam odbywały. Stał słup, po którym śmiałkowie wspinali się po kawałek kiełbasy, a kiedyś przyleciał tu nawet samolot sportowy, pokręcił beczkę i odleciał. To była największa atrakcja – uśmiecha się pan Andrzej.

To widać z drogi, ale las skrywa więcej pamiątek po Beacie. – Głęboko w lesie przy drodze ku stawom jest Nord Schacht (szyb północny). Znajduje się tam zbiornik na piasek podsadzkowy, bo pokłady na północ od Nord Schachtu były brane z podsadzką mokrą. To była nowość, ale na Beacie to dość fajnie opanowali. Można sobie zadać pytanie, dlaczego w ogóle stosowano tę technologię, skoro tam jest las, i nie trzeba było przejmować się zapadliskami. Odpowiedź jest prosta – były tam bardzo niebezpieczne warunki stropowe, jak to później górnicy godali – „młyn na kości”. Dlatego nie odważyli się tego fedrować na zawał – opowiada Adamczyk, który sam przez 23 lata pracował także na kopalni, tyle że pobliskim Ignacym.

Na spacerujących po lesie wrażenie na pewno zrobi też nasyp, po którym dawniej jeździła kolejka od szybu Helena do stacji kolejowej. – Miejscami ma 10 metrów wysokości. Kiedyś chciano tędy poprowadzić trasę pieszo-rowerową, ale nasyp jest zbyt wąski, nie zmieszczą się obok siebie dwa rowery – mówi. Kilka lat temu wspólnie z prezydentem Piotrem Kuczerą otwierano tu Industrialna Pętlę Terenową. Niedawno stare tablice zastąpiono nowymi.

O dawnym Szczęściu Beaty nie pozwala zapomnieć pan Andrzej, który wciąż po niewiadomskim lesie oprowadza wycieczki.
– Pamiętam wyprawę z 2013 r. Autokarem przyjechało 60 osób. Strasznie lało, ale wszyscy przeszli naszą pętlę. Jedna z pań powiedziała, że to była „najbardziej ekstremalna wyprawa, jaka odbyła się z serii „Przewodnik czeka”. Uczestników tamtej wycieczki zachęcam do zakupu książki. Tym razem zwiedzanie ujdzie im na sucho – śmieje się pan Andrzej.

Jego książkę „Beatensgluckgrube – Kopalnia Szczęście Beaty w Niewiadomiu” można kupić w kopalni Ignacy, Halo! Rybnik i księgarni Orbita.

Redaktor Naczelny
Aleksander Król
do góry