Nie taki strasznostwór straszny, jak go rybniczanka namaluje
Taki dajmy na to Podpółkownik Zębaty albo Przeżeracz Pierwszy, ze szlachetnej rodziny Przeżeraczy Podłóżkowych. Strasznostwory z książki Niny Igielskiej swój wygląd zawdzięczają rybniczance Paulinie Wojciechowskiej, graficzce, malarce i ilustratorce. – To książka o czających się pod osłoną nocy potworach i innych dziecięcych strachach. Niektóre zajmują się tylko straszeniem, inne są odpowiedzialne za znikanie spod łóżka rzeczy, których nie posprzątały dzieci, a jeszcze inne uwielbiają wyjadać rodzynki z sernika. Ilustracje miały sprawić, że potwory staną się bardziej przyjazne – opowiada rybniczanka.
Mówi, że lubi chlapać farbą i wywijać ołówkiem, ale eksperymentuje też z rysunkiem cyfrowym. A zaczynała jak każdy – malowała od małego. Ze starszą siostrą chodziła na kółko plastyczne, ale w przeciwieństwie do większości z nas, nie wyrosła z tej pasji, choć przyznaje, że nie mogła się zdecydować. Lubiła też pisać – w liceum była wolontariuszką w lokalnych redakcjach, ale przed maturą postanowiła wrócić do rysowania.
– Chciałam być scenografką i startowałam na wrocławską Akademię Sztuk Pięknych. Wtedy skończyło się fiaskiem, jednak nie żałuję, bo poszłam na studia zaoczne na grafikę projektową do Katowic, i to właśnie w ich trakcie stwierdziłam, że chciałabym znów spróbować dostać się na studia dzienne na Akademię Sztuk Pięknych, ale tym razem na katowicką grafikę warsztatową, o której wcześniej nawet nie myślałam – opowiada Paulina Wojciechowska.
Już na studiach tworzyła różne projekty, potem tzw. ziny i książki artystyczne. „Zuchowe gawędy” były pierwszą książką, jaką zilustrowała dla klienta.
Lokatorzy spod łóżka
Dlaczego tak wiele rzeczy znika w nocy spod dziecięcych łóżek? Papierki po cukierkach, sreberka po czekoladkach, a zwłaszcza skarpetki. Pewnie ktoś je zabiera? Taki dajmy na to Przeżeracz Pierwszy, całkiem sympatyczny potworek, który oprócz straszenia zajmuje się też podkradaniem cukru, wyjadaniem rodzynek z sernika czy… siusianiem do mleka i przestawianiem książek na półkach w domu Elenki i jej młodszej siostry – bohaterek „Strasznostworów”.
Autorka książki, pisarka Nina Igielska, ma na koncie „dorosłą” powieść „Oddech”, a rybniczankę poznała podczas internetowego projektu konkursowego.
– Ostatecznie pracy na konkurs nie wysłałyśmy, ale rozbudowałyśmy pomysł na „Strasznostwory”, którym zainteresowało się jedno z wydawnictw. Mamy z Niną podobne poczucie humoru i podobnie czułyśmy tę książkę – mówi Paulina, która kończy już kolejną książkę dla dzieci.
Nic więc dziwnego, że chciałaby zrealizować jakiś projekt dla dorosłych, najchętniej muzyczny. – Może oprawa graficzna jakiegoś dużego festiwalu lub albumu muzycznego? Mam nadzieję, że kiedyś się uda – mówi Paulina, która nie rezygnuje też z malarstwa, a lubi tworzyć śmiałe abstrakcje. W projektach komercyjnych stawia na humor i metaforę.
– Nie lubię współczesnych bannerów i plakatów reklamowych, które czerpią wzorce z Zachodu. Cenię twórczość choćby polskiej szkoły plakatu i myślę, że marzeniem niejednego grafika jest to, by afisze reklamowe sprawiały, że ulica żyje. By stawały się sztuką, a nie tylko nachalnym komunikatem – mówi.
W pracy łączy techniki analogowe z cyfrowymi. Lubi malować akwarelą, gwaszem, rysować kredkami i długopisem, wycinać i kleić. Ilustracje rysuje ręcznie i cyfrowo:
– Do prac cyfrowych przygotowuję własne materiały: desenie, tekstury i kształty, które skanuję i wrzucam do komputera. Czasami większość ilustracji rysuję analogowo i skanuję. Wszystko zależy od czasu i pomysłu. Lubię eksperymentować i wciąż rozwijać swój warsztat – opowiada nasza bohaterka.
Strasznostwory są wśród nas
Mówi, że dobra ilustracja powinna oddawać emocje i nastrój książki.
– Lubię ilustracje, które nie są jedynie odzwierciedleniem tekstu, bo od tego jest wyobraźnia czytelnika, ale też subtelnie przemycają do książki coś nowego – mówi.
„Strasznostwory”, które ukazały się w połowie maja, mają pomóc małym czytelnikom oswoić ich strach przed tym, co według nich kryje się w mroku.
Książka liczy 176 stron i niemal na każdej pojawia się ilustracja.
– Akcja dzieje się w jednym pomieszczeniu, więc nie lada wyzwaniem było takie poprowadzenie narracji graficznej, by nie była nudna. Potwory pojawiają się stopniowo, co ma oswajać małego czytelnika z wyobrażeniem o strachu i przekonywać, że to, co sobie wyobrażał okazuje się jednak całkiem sympatyczne – mówi rybniczanka.
Na końcu książki znajdują się ćwiczenia, które mają pozwolić dzieciom na poznanie i poradzenie sobie ze swoimi strachami.
– Ich formę i treść nadzorowała ceniona psycholożka Dominika Słowikowska – wyjaśnia rybniczanka.
Czy Paulina Wojciechowska będąc dzieckiem też bała się drzemiących pod łóżkiem strachów?
– Nie, ale bałam się klaunów, mimów, a zwłaszcza iluzjonisty Davida Copperfielda – mówi z uśmiechem nasza bohaterka.