Ukraińska kardiolog z polskimi korzeniami w szpitalu w Rybniku
Kolejni ukraińscy lekarze-uchodźcy rozpoczynają pracę w rybnickim szpitalu wojewódzkim w Orzepowicach. Do czasu sfinalizowania niezbędnych formalności są zatrudniani jako opiekunowie medyczni.
27-letnia Iryna Lehka internista-kardiolog z okolic Tarnopola pracownikiem Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku jest ledwie od trzech dni; trafiła na funkcjonujący od blisko roku oddział kardiologiczny.
Obecnie w szpitalu pracują już trzy lekarki z Ukrainy, ale tylko jedna z nich, ta z najdłuższym stażem, już jako lekarz na szpitalnym oddziale ratunkowym. Trzy kolejne osoby kompletują właśnie niezbędne dokumenty.
- Praca na etacie opiekuna medycznego to dla lekarzy z Ukrainy okres przejściowy; pracę na stanowisku lekarza rozpoczną po załatwieniu niezbędnych formalności i po uznaniu ich kompetencji zawodowych przez ministra zdrowia, który później przekazuje sprawę Śląskiej Izbie Lekarskiej. Same te formalności nie powinny potrwać dłużej niż półtora miesiąca. Potem zatrudnieni już jako lekarze, zgodnie z ministerialnymi wymogami, będą przez roku pracować pod nadzorem polskich lekarzy - mówi Maciej Kołodziejczyk, rzecznik prasowy szpitala.
- Dla Iryny to jest zupełnie nowe środowisko, więc stara się do niego zaadaptować. Na szczęście dobrze mówi po polsku, więc bariera językowa nie jest problemem choć opanowanie języka pisanego będzie pewnie wymagało i od niej, i od nas sporo pracy. Robimy wszystko, by Iryna dobrze się czuła na naszym oddziale i by, jak najszybciej rozpoczęła pracę w pełnym wymiarze swoich kompetencji - mówi ordynator kardiologii Marcin Osuch.
Na oddziale tym pracuje w sumie 12 lekarzy, ale trzon kadry stanowi 8 pracujących tu codziennie.
Iryna Lehka Uniwersytet Medyczny w Tarnopolu ukończyła w roku 2018. Ostatnio pracowała jako kardiolog w małym szpitalu w jej rodzinnym mieście Husiatyniu, należącym przed II wojną do II Rzeczpospolitej. Nie dziwią jej polskie korzenie; Polakami byli jej pradziadkowie ze strony ojca i pradziadek ze strony matki. Do Polski przyjechała z powodu wojny autobusem ze Lwowa 5 kwietnia z matką i starszą siostrą, która też jest lekarzem i po nostryfikowaniu dyplomu pracuje już jako internista w jednej z tyskich przychodni. Ojciec, który w każdej chwili może zostać powołany do wojska został w ich domu sam. Jak mówi, w Ukrainie zachodniej jest bardziej bezpiecznie niż we wschodniej, ale to nie znaczy, że jest bezpiecznie.
Obecnie młoda lekarka mieszka jeszcze w Tychach, ale szuka już dla siebie lokum w Rybniku, bo dojazdy zabierają jej sporo czasu.
- To trudny moment. Powoli, bez pośpiechu i mam nadzieję bezstresowo będziemy wdrażać panią doktor w arkana naszej medycyny i kardiologii. Standardy medyczne są podobne, ale zasady pracy oddziałów praktycznie w każdym polskim szpitalu są inne. W naszym, mającym duży potencjał jeśli chodzi o kardiologię, na pewno spotka się z procedurami medycznymi, z którymi dotąd nie miała do czynienia, ale będzie mogła się tu i szkolić, i brać udział w diagnozowaniu pacjentów oraz ich leczeniu. Jest lekarzem i mam nadzieję, że docelowo w takiej roli będzie z nami pracować, ale będzie to również zależeć od jej zaangażowania - mówi ordynator Marcin Osuch. Ministerialny wymóg mówi o okresie jednego roku przepracowanym pod nadzorem polskich lekarzy. Oczywiście na oddziale przyda się również jej znajomość języka ukraińskiego, bo coraz częściej trafiają tu również Ukraińcy.
Wacław Troszka