Strona główna/Aktualności/Sport/Aleksandra Klich: Juliusz Roger wierzył, że świat musi (..)

Aleksandra Klich: Juliusz Roger wierzył, że świat musi mieć sens

04.10.2025 Nasz wywiad działa

Rybnik jest niezwykłym miastem – w dużej mierze ciągle górniczym, a jednocześnie z najstarszym festiwalem literackim w kraju. Mamy też teatr, galerię sztuki, domy kultury, a do biblioteki zapisanych jest 20 tysięcy mieszkańców! Ludzie tu chcą być w kulturze i ją robić. Zasługują więc na najlepszą kulturę – mówi nam Aleksandra Klich, dyrektorka biblioteki.

Zdj. Ola KubicaOd niedawna mamy w mieście pomnik szczupaka, którego nazwano „Julkiem”. Jest też nagroda literacka „Juliusz”, a szpital wojewódzki w Orzepowicach, tak jak dawna lecznica w centrum, jako patrona będzie miał Juliusza Rogera. Po półtora wieku Rybnik znów zakochuje się w tej nietuzinkowej postaci?
Mam nadzieję, bo to jest absolutnie postać na nasze czasy, w dodatku z życiorysem stanowiącym właściwie gotowy materiał na film.
Juliusz Roger był migrantem. Na Górny Śląsk, wtedy wschodnie kresy państwa pruskiego – czyli, powiedzmy sobie szczerze: na koniec świata – przyjechał po studiach w ważnych niemieckich miastach. Był zdolny, świetnie się zapowiadał, więc mógł zostać profesorem albo dyrektorem którejś z klinik w Monachium albo Augsburgu. Ale rzucił karierę i zgodził się pracować dla księcia raciborskiego Wiktora, by ratować ludzi umierających na tyfus w śląskich wioskach. Dlaczego? Na pewno nie dla pieniędzy, władzy i luksusów. Jestem przekonana, że szukał sensu życia. Chciał, by świat był lepszy, i wierzył, że swoją pracą lekarza, a potem entomologa i etnografa, może się do tego przyczynić. Bardzo to piękne i harmonijne: jako lekarz zajmował się ratowaniem życia ludzi, jako entomolog – pokazywaniem, że nawet tak małe owady jak chrząszcze z rudzkich lasów mają prawo istnieć, a jako etnograf – ocalaniem od zapomnienia śląskich pieśni.
Ta empatia, współodczuwanie z ludźmi, przyrodą i kulturą również dziś, w naszych niepewnych i zmiennych czasach, wielu ludziom daje poczucie sensu.
 
Co ma powiedzieć dzieciom „Julek” z książeczki, którą stworzyłaś wspólnie z ilustratorką Bogną Brewczyk?
To jest książka Bogny, mój tekst to właściwie dodatek do jej ilustracji – poruszających i ożywiających wyobraźnię. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej jej opowieści przemawiającej za pomocą obrazów.
Może dzięki „Julkowi” ktoś kiedyś zostanie dobrym lekarzem, a ktoś inny zajmie się nauką? Może dzięki tej opowieści ktoś stanie się bardziej empatyczny – popatrzy na obcych jak na swoich, zakocha się w przyrodzie? W tej książce ważne są emocje: miłość, wdzięczność, ale też trudne sprawy: choroby i śmierć. No i Julek to nasz, rybnicki, bohater!
Napisałyśmy na okładce, że to książka „głównie dla dzieci, ale też dla dorosłych”, bo chciałybyśmy, żeby czytali ją dzieci i dorośli, najlepiej wspólnie. I wspólnie o niej rozmawiali, bez smartfona.

Biografia to bardziej dokument czy literatura piękna?
Dla mnie dobra biografia to literatura piękna, bo sprawia, że postać, o której opowiada, powraca do nas żywa. Ludzie uwielbiają czytać biografie, ponieważ znajdują w nich drugiego człowieka. Widocznie „w realu” bardzo nam dziś tego brakuje. Drugą sprawą jest to, że biografie są w istocie alternatywnymi scenariuszami naszego własnego życia. Często są dla nas terapią, bywają lekcją empatii, pomagają w podejmowaniu decyzji.
 
Życiorys bohatera ogranicza pisarza – czy daje mu „paliwo”?
Każdy z nas, pisząc książkę o kimś, pisze o „swoim” człowieku – jak ja napisałam o „swoim” Kazimierzu Kutzu. Biografie to nie są naukowe monografie. Cytując Mariusza Szczygła: „fakty muszą tańczyć”. Tylko takie tańczące opowieści uwodzą czytelników, sprawiają, że chce się je czytać, utożsamiać się z nimi, zadawać aktualne pytania. I takie właśnie są książki, które 11 października powalczą o miano najlepszej biografii 2024 roku.
 
Skąd pomysł na Rybnicki Festiwal Biografii?
Z marzeń! Marzyliśmy o kilku dniach intensywnych spotkań, podczas których można byłoby pogadać o tym, że, jak głosi hasło Festiwalu, literatura to życie. Bo to prawda: nie da się życia zrozumieć bez książek, a bez życia książek by nie było.
Nasze marzenia się spełniły i do Rybnickich Dni Literatury, które biblioteka organizuje wspólnie z Teatrem Ziemi Rybnickiej dzięki naszemu samorządowi, dołączyliśmy Rybnicki Festiwal Biografii, dofinansowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach Funduszu Promocji Kultury.
Tegoroczna 10., a więc jubileuszowa, Górnośląska Nagroda Literacka „Juliusz” ma wspaniałą oprawę. Przyjadą znakomici goście z całego kraju. Będą m.in. spotkania w dotychczasowymi laureatami nagrody za biografie, spektakl „Ginczanka” – wstrząsająca herstoria w wykonaniu Agnieszki Przepiórskiej, koncert piosenek z kultowymi lirycznymi tekstami Jacka Cygana i z jego udziałem, Lubelska Federacja Bardów z wierszami Stachury. Szczególnie polecam Państwu spotkanie Joanny Kuciel-Frydryszak, autorki „Chłopek”, które wywołały dyskusję o losach polskich babek i prababek, z Moniką Glosowitz, autorką „Pamiętników kobiet z rodzin górniczych”, które rozpoczęły dyskusję o Ślązaczkach. Szykuje się niezwykła rozmowa o polskich i śląskich kobietach.

Czym jest żywa biblioteka?
To wydarzenie, które działa jak tradycyjna biblioteka – z tą różnicą, że zamiast książki „wypożyczasz” sobie człowieka na chwilę rozmowy: szczerej, otwartej, bez oceniania. „Żywe książki” reprezentują grupy wykluczone lub dyskryminowane, a spotkanie z nimi ma służyć obalaniu stereotypów. Na takich spotkaniach możesz pogadać np. z osobą LGBT, muzułmaninem albo autystyczną Ślązaczką.
 
A co to jest slam poetycki?
To lifting znanego doskonale w Rybniku „Turnieju jednego wiersza” im. Janiny Podlodowskiej. Zapraszamy wszystkich, którzy szukają form własnej ekspresji, którzy tworzą, a rezultaty swojej pracy chcą pokazać w bezpiecznej przestrzeni, w dodatku inspirując się pracami innych.
Chcemy angażować w Rybnickie Dni Literatury rybniczanki i rybniczan, bo robią wiele świetnych rzeczy. Stąd pomysł na slam, spotkania w szkołach czy warsztaty i spotkania dla dzieci.
 
Dlaczego?
Rybnik jest niezwykłym miastem – w dużej mierze ciągle górniczym, a jednocześnie miastem z najstarszym festiwalem literackim w kraju. Mamy też teatr, galerię sztuki, mnóstwo domów kultury, a do biblioteki zapisanych jest 20 tysięcy mieszkańców! Ludzie tu chcą być w kulturze i ją robić. Zasługują więc na najlepszą kulturę.
I świetnie, bo cztery filary zrównoważonego rozwoju naszego miasta to ekonomia, ekologia, życie społeczne i właśnie kultura. Gdy jeden filar słabnie, całe miasto kuleje.
Kultura m.in. pomaga ludziom tworzyć więzi i relacje. Najpierw tworzą się małe wspólnoty, które rozrastają się w większe. W efekcie tworzy się aktywne społeczeństwo obywatelskie. Bardzo wzruszają mnie tak proste rzeczy, jak te tegoroczne wakacyjne potańcówki na rynku, na które przyjeżdżali ludzie z nawet odległych dzielnic. Sam fakt wyjścia z domu, pójścia w tany z drugim człowiekiem, często nieznajomym, pokazuje ogromną potrzebę bycia z kimś, stworzenia czegoś razem.
 
Kiedyś Rybnickie Dni Literatury były mocno wyróżniającym się czasem w bibliotece; spotkania autorskie trwały tydzień lub dwa. Teraz wydaje się, że te Dni trwają cały rok, bo spotkań jest tak wiele…
Jeżeli tak uważasz, to cudownie. Tych spotkań rzeczywiście organizujemy w ciągu roku wiele, bo widzimy, że mieszkańcy miasta chcą się spotykać, chcą chłonąć kulturę. Kultura jest spotkaniem, rozmową, odpowiedzią na to wszystko, co nas w świecie dręczy. Na co dzień biegniemy, nie mamy czasu dla drugiego człowieka. W bibliotece można pobyć ze sobą i tym drugim, „wylogować się” choć na chwilę.

Rozmawiał Aleksander Król

Redaktor Naczelny
Aleksander Król
do góry