– Szosa jest towarzyska – mówi Andrzej Kozyrski z Roweroholików
Osiemdziesiąt osób na rowerach w charakterystycznych czerwono-czarnych strojach – taki obrazek można zobaczyć w każdy czwartek po południu na ulicach Rybnika. Roweroholicy, bo tak nazywa się ta grupa pasjonatów kolarstwa szosowego, udowadniają, że jazda w zwartym peletonie nie jest tylko domeną zawodowych sportowców.
– Szosa jest megatowarzyska – mówi Andrzej Kozyrski, założyciel grupy Roweroholicy.
– Wszyscy jedziemy razem, rozmawiamy, śmiejemy się. To zupełnie coś innego niż samotna przejażdżka, kolarstwo górskie czy trekkingowe – dodaje.
Być może właśnie ten społeczny aspekt jazdy na rowerze szosowym przyciąga coraz więcej osób. Na pierwsze spot kania Roweroholików cztery lata temu przyjeżdżała zaledwie garstka chętnych. Dziś w czwartkowych przejazdach regularnie uczestniczy ok. 80-100 osób, a w okolicach Rybnika w barwach tej grupy jeździ ponad 500 kolarzy.
Nikt nie zostaje w tyle
Co stoi za tym sukcesem?
– Mamy zasadę, że nikogo nie zostawiamy. Jeśli ktoś ma problem z rowerem, wszyscy czekamy. Jeśli ktoś nie nadąża za grupą, zawsze znajdzie się osoba, która z nim zostanie. Startujemy razem i razem kończymy trasę – podkreśla Kozyrski.
Trasy są dopasowane do różnego poziomu zaawansowania. Flagowa pętla prowadzi z Rybnika przez Rudy, Kuźnię Raciborską i z powrotem – około 50 kilometrów przez malownicze tereny, w większości o niskim natężeniu ruchu. Wśród Roweroholików jeżdżą zarówno nastolatkowie, jak i seniorzy. Najmłodszy uczestnik ma 13 lat, najstarszy – 73. Niektórzy mają profesjonalny sprzęt, inni przyjeżdżają na „zwykłych” rowerach.
Bezpieczeństwo przede wszystkim
Kask i oświetlenie są obowiązkowe – bez wyjątków.
– Chcemy oswajać ludzi z kolarstwem szosowym. Startujemy z centrum miasta, żeby mieszkańcy zobaczyli rowerzystów, którzy jeżdżą w kaskach i w pełnym oświetleniu. Ponadto organizujemy spotkania z policją czy ubezpieczycielami. Tłumaczymy, jak wygląda jazda w grupie, jakie mamy znaki i jak omijać przeszkody – wyjaśnia Andrzej Kozyrski.
Przed każdym wyjazdem odbywa się krótka odprawa. Prowadzący przypomina o zasadach bezpieczeństwa i dzieli uczestników na grupy o różnym poziomie zaawansowania. W każdej grupie znajduje się co najmniej dwóch opiekunów, którzy dbają o pozostałych.
Coś więcej niż rekreacja
Pasja do rowerów przerodziła się również w działania społeczne. Grupa założyła fundację o tej samej nazwie, która właśnie obchodzi pierwsze urodziny. Organizacja promuje bezpieczną jazdę i pomaga ofiarom wypadków.
– Fundacja powstała, bo kilku naszych kolegów i koleżanek uległo wypadkom. Chcieliśmy promować bezpieczne jeżdżenie, jazdę w kaskach, a przede wszystkim zapewnić pomoc finansową potrzebującym – mówi Kozyrski.
Przykładem takiego działania była wyprawa z Rybnika do Gdańska. Osiem osób pokonało 565 kilometrów w ciągu jednej doby, zbierając przy tym 10 tysięcy złotych na szczytny cel.
Roweroholicy odnoszą również sukcesy w zawodach. W zeszłym roku drużynowo wygrali prestiżowy Tatra Road Race – jak podkreśla Kozyrski, najtrudniejszy amatorski wyścig kolarski w tej części Europy. To już trzeci rok z rzędu, gdy rybnicka grupa stanęła na podium tych zawodów.
Dlaczego warto spróbować?
Korzyści z jazdy w grupie są niezaprzeczalne. Po pierwsze, jedzie się szybciej, bo opór powietrza jest mniejszy. Po drugie, zawsze ktoś ci pomoże, doradzi lub poczeka, gdy masz problem z rowerem. Po trzecie, łatwiej pokonać dłuższe trasy, gdy robisz to z innymi.
– Jeśli ktoś nigdy nie próbował jazdy w grupie, to naprawdę warto – przekonuje założyciel Roweroholików.
– Mamy doświadczonych prowadzących, którzy zaopiekują się każdym nowym uczestnikiem i grupę typowo amatorską, gdzie jeździmy ze średnią prędkością 25 km/h i też świetnie się bawimy – zapewnia.
Roweroholicy spotykają się na tzw. „Coffee Ride” w każdy czwartek około 17.00 na rybnickim rynku. Szczegóły można znaleźć na ich facebookowej grupie. Potrzebny jest tylko sprawny rower, kask, oświetlenie i minimum kondycji. Reszty nauczysz się w drodze.
