W Patio Sushi w Rybniku skosztujesz Japonii i Azji
"Sushi należy do bardzo zdrowych potraw. Nieprzypadkowo mówi się, że Japończycy żyją najdłużej na świecie. Surowa ryba, odpowiednie przygotowanie ryżu, sprawia, że posiłek jest zdrowy i syty ale nie taki, jak z naszej ciężkiej, polskiej kuchni." Kosztujemy kuchni świata w Rybniku. Kontynuujemy naszą kulinarną wędrówkę po śródmiejskich restauracyjkach z bliższych i dalszych zakątków ziemi. Polećmy jeszcze dalej, aż do Kraju Kwitnącej Wiśni, który czeka na nas w wyjątkowo
klimatycznych wnętrzach Patio Sushi na rybnickim deptaku przy ulicy Sobieskiego. - Chcieliśmy stworzyć restaurację inną niż wszystkie - mówią Irma Siudak, właścicielka Patio
Sushi i jej mąż Mariusz Bronner.
Dlaczego akurat sushi i kuchnia azjatycka?
To nasze smaki. Żona kiedyś dużo podróżowała i zaraziła nas pasją do kultury wschodu. Co prawda, w samej Japonii jeszcze nie byliśmy - to jeszcze przed nami - ale wiele krajów azjatyckich, jak Tajlandię, czy Indonezję udało się nam poznać. Wszędzie tam próbowaliśmy jedzenia streetfoodowego, które bardzo lubimy. Od tego „kosztowania” wszystko się zaczęło.
Zaś na sam pomysł otwarcia restauracji Patio Sushi w Rybniku wpadliśmy, gdy pomagaliśmy przyjaciołom otworzyć nowy punkt restauracyjny w Sosnowcu. Pomyśleliśmy - „dlaczego mielibyśmy nie spróbować sami”. Postanowiliśmy zmienić styl życia, odejść z korporacji i tak 4 lata temu ruszyliśmy z lokalem na rybnickim deptaku. Chcieliśmy stworzyć restaurację inną niż wszystkie.
Jako pierwsi serwowaliście sushi w Rybniku?
Absolutnie nie! Bardzo się cieszymy, bo nie pierwszy raz słyszymy, że byliśmy tu pierwsi, pomimo tego, że mamy w mieście godną konkurencje. Może takie przekonanie bierze się stąd, że ludzie postrzegają nas jako restaurację jedyną w swoim rodzaju. Nie określamy jej nawet jako „restauracja sushi”, choć to sushi jest w nazwie, przez co wskazujemy, że naszym głównym, pokazowym daniem jest faktycznie rolka, to jednak jesteśmy inni choćby z tego względu, że nasz wystrój nie do końca kojarzy się z Japonią, a przynajmniej wyobrażeniu o niej.
Bo prawda jest taka, że ludzie, którzy podróżują po świecie widzą, jak naprawdę wyglądają miejsca, w których zjada się posiłki. One rzadko przypominają taki typowy look, który mamy w głowie. Okazuje się, że tam jest po prostu zwykły stół, każde krzesło z innej parafii, kawałek jakiejś ceraty, którą pani przyjdzie i przemyje. Jesteśmy fanami streetfoodowej kuchni, dlatego, gdy jesteśmy w podróży, nie korzystamy z pięknych restauracji i luksusowych hoteli. Interesuje nas to, co ta kobieta „kręci w garze”, bo chcemy skosztować czegoś ugotowanego tak, jak Azjata je na co dzień.
I taki też klimat chcieliśmy oddać tutaj. U nas ma być swobodnie i miło. Na przykład nie trzeba jeść pałeczkami. Można sobie popróbować, potraktować, to jako formę zabawy, ale jeśli ktoś nie do końca chce walczyć z pałeczkami i jedzeniem, oferujemy mu sztućce. Ma tutaj być komfortowo i przyjaźnie. Nasz gość ma mile spędzić czas, zjeść coś pysznego i chcieć zostać trochę dłużej, a niekoniecznie zjeść i uciec zaraz po posiłku. Zdarzają nam się tacy klienci, którzy siedzą kilka godzin, czytając na przykład książkę, przy dzbanku herbaty. U nas jest domowo, jak u mamy.
Wystrój Waszego lokalu ma związek, z tym że sąsiadujecie ze sklepem z antykami?
Na pewno jest to jakieś nawiązanie. Szukając miejsca na naszą restaurację, przyszłam oglądać jakiś inny lokal na tej ulicy. Zauważyłam małą karteczkę na drzwiach bez jakiś szczegółów dotyczących wynajmu, dlatego weszłam do „antyków”, do pani Moniki i zapytałam, czy faktycznie coś jest do wynajęcia. Wtedy był tu sklep odzieżowy Dama na dole, a u góry Horror House. Wydawało się, że nie będziemy w stanie dostosować tego miejsca na potrzeby restauracji, ale ponieważ zaczęłam rozmawiać z Moniką, poczułyśmy do siebie „babską miętę”. Bardzo mi się podobały rzeczy, które mówiła i oferowała swoim klientom.
Pomyślałam sobie, że oprócz tego, że człowiek szuka miejsca, szuka też ludzi, którzy będą z nim przyjaźnie i wspólnie tworzyć przestrzeń.
Znajdujący się tu kiedyś sklep odzieżowy nie miał wyjścia na patio, ale Monika powiedziała mi - „jak weźmiesz ten lokal, to ja ci to patio dam”. Wtedy zrodził się pomysł z „Patio Sushi”.
Tworząc wnętrza restauracji chcieliśmy inspirować się tym, co jest dookoła nas. W efekcie nasi klienci często są klientami Moniki, a klienci Moniki naszymi. To się wzajemnie uzupełnia. Miło i dobrze pracuje się z ludźmi, którzy podobnie myślą i mają podobny gust.
Sushi to specyficzna kuchnia, na której trzeba się znać. Macie kucharza z Japonii?
Mieliśmy przez dłuższy czas kucharza z Osaki, z Japonii. Tomek - bo tak prosił by na niego wołać - pracował u nas 2 lata. Rozmawialiśmy na migi i i wykorzystując translatory. To było zabawne. Owocna była ta współpraca, ale gdy wybuchła pandemia, a przy okazji urodziło mu się drugie dziecko, stwierdził, że spróbuje własnych sił w domowych warunkach. Do tej pory utrzymujemy kontakty, ale pracujemy już oddzielnie.
Jak przyjęła się kuchnia azjatycka w Rybniku? Rybniczanie lubią sushi?
Myślę, że ludzie odwracają się powoli od ciężkiej kuchni. Panuje moda na bycie fit. Dlatego Polacy otwierają się na inne smaki. To pewnie ma też związek z podróżami. Coraz więcej podróżujemy, kosztujemy kuchni świata. I u nas też to widać.
Ku mojej uciesze, zauważyliśmy, że na dzień dziecka, czy koniec roku szkolnego mamy bardzo dużo klientów z dziećmi, które ten dzień chcą spędzić w restauracji sushi. Ostatnio urządzaliśmy urodziny 14-latki, która przyszła tu ze swoimi koleżankami i kolegami. Nastolatki zamawiali sami z karty. Nie wybrali fastfoodu, tylko woleli przyjść na kawałek rolki. Otwartość na nowe smaki sprawia, że odwiedzają nas nawet osoby starsze i mówią, że nigdy nie mieli styczności z sushi, ale chciałyby spróbować. Doradzamy wtedy może nie sushi ekstremalne, tylko zestaw dla osób, które jeszcze mają obawy przed zjedzeniem surowej ryby. Mogą u nas zjeść rybę pieczoną, wędzoną, rolkę z warzywami. To nie musi być surowa ryba.
Ciągle jest przekonanie, że to jest surowe, a tak wcale nie musi być. Mieliśmy kiedyś zabawną sytuację - gdy otwarliśmy restaurację zaprosiło nas Halo!Rybnik na Dni Japonii. Stworzyliśmy swój stand, przynieśliśmy sushi - około 300 kawałków. Były bardzo różne, niektóre były wegańskie, z ogóreczkiem, czy z mango i tykwą, a niektóre klasyczne z surową rybą. Podeszła do nas pani i mówi „ja się boję sushi”. Dlatego zaproponowałam jej kawałek z ogórkiem, ale ona nie dawała za wygraną, mówiła „ja tego nigdy nie zjem”. Powiedziałam jej, że to ryż z ogórkiem, tu nie ma żadnej ryby, tu nic panią nie ugryzie”.
Bo to jest zakorzenione w psychice, że jak już nazywa się sushi to wyskoczy z tego żywa krewetka. Jesteśmy otwarci zarówno dla tych, którzy są fanami sashimi, gdzie jest sama surowa ryba na kruszonym lodzie, ale też osób, które chcą po prostu zjeść fajną sałatkę czy makaron i niekoniecznie kosztować rzeczy, które są niezgodne z ich przekonaniami kulinarnymi.
Ktoś kto wejdzie do Was pierwszy raz z ulicy i chciałby spróbować czegoś najbardziej popularnego w Japonii, to co powinien zamówić?
Najlepiej kierować się tym, co Tomek brał na obiad dla siebie, a brał zawsze nigri, czyli porcję ryżu, na której ułożony jest kawałek surowej ryby, albo zamawiał ramen - czyli wolnogotujący się rosół, który gotuje się przez około 12 godzin. My podajemy ramen z kawałkiem wieprzowego mięsa, jajkiem marynowanym w sosie sojowym, kiełkami i szczypiorkiem.
Jeśli chodzi o kuchnię ciepłą to ramen schodzi najlepiej. Zaś spośród sushi klienci wybierają raczej europejską wersję. Mamy rolkę w tempurze, która jest naszym hitem, a znajduje się w niej łosoś, paluszek krabowy, ogórek, tykwa i por. Cała rolka po zwinięciu jest wrzucona do tempury. Ona jest lekko chrupiąca z wierzchu. Polewamy ją sosem teriyaki, który jest lekko słodki. Posypujemy na koniec sezamem i podajemy na ciepło. Sami dopieściliśmy tę potrawę po swojemu. Ale trzeba przyznać, że Japończycy najczęściej jedzą prostsze sushi. Większość nowych smaków wymyśleli Europejczycy albo Amerykanie.
Gdy Tomek przyjechał do Polski był zdziwiony - mówił, że takich rolek w ogóle nie widział. Dlatego jak chciał zjeść sushi to brał kulkę ryżu z rybą i ewentualnie cebulą. To najprostsza forma sushi. Gdy ryż znajduje się na zewnątrz to jest to uramak, a gdy jest wewnątrz i widoczne są algi morskie to jest to futomak albo maki.
Mówią, że szewc bez butów chodzi. Czy jedzą Państwo sushi w domu?
Oczywiście, Azja nam się nie znudziła, wręcz przeciwnie szukamy nowych smaków. Większość posiłków jemy w naszej restauracji albo na bazie produktów z restauracji. Mamy też porównanie, jak smakują nasze potrawy na miejscu i na wynos. Świeżość, która jest cechą dobrego sushi przemawia zawsze za tym, by zjeść na miejscu.
Ale najważniejsze, by nie przechowywać sushi w lodówce. Można zrobić sobie test. Wziąć na wynos i zostawić pół rolki sushi nawet na 2, 3 godziny w temperaturze pokojowej, a drugą połówkę włożyć do lodówki, a potem zjeść oba kawałki w tym samym czasie. To z lodówki będzie miało zupełnie inny smak. Na pewno nigdy nie przygotujemy jakiegoś punktu, w którym będziemy wkładać pudełka z sushi do lodówki, które będą czekać na klienta, bo to bardzo zmniejsza jakość tego jedzenia. Jak spróbowaliśmy kiedyś sushi z marketu, a potem pojechali do lokalu, zastanawialiśmy się, jak w ogóle mogliśmy zjeść coś takiego.
Świeżość i jakość tego produktu jest wyróżnikiem sushi. Nie da się tego zrobić na niskiej jakości produktach, ponieważ w rolkę wkręcamy świeżego ogórka, szczypiorek, paprykę. Tu nie może być mowy o czymś zwiędłym.
Sushi należy do bardzo zdrowych potraw. Nieprzypadkowo mówi się, że Japończycy żyją najdłużej na świecie. Surowa ryba, odpowiednie przygotowanie ryżu, sprawia, że posiłek jest zdrowy i syty ale nie taki, jak z naszej ciężkiej, polskiej kuchni.
Rozmawiał Aleksander Król