Strona główna/Aktualności/Nasz wywiad działa/Tęsknię za Ukrainą ale Rybnik to mój drugi dom

Tęsknię za Ukrainą ale Rybnik to mój drugi dom

24.02.2023 Nasz wywiad działa

Dokładnie rok temu, 24 lutego, Rosja zaatakowała Ukrainę. O roku spędzonym w Rybniku, wspólnych relacjach polsko-ukraińskich i przyszłości rozmawiamy z Iryną Razzhiviną, lekarką z Ukrainy, która od kilku miesięcy pracuje w przychodni Puls Med w Rybniku.

Iryna Razzhivina, lekarka z Ukrainy pracuje w rybnickim Puls Medzie. Zdj. Aleksander Król

Mija rok od wybuchu wojny, co Pani robiła, gdy Rosja napadła na Ukrainę?
Byłam w domu. Zaczęło się o 5 rano. Znajomy, który już wcześniej walczył, dwa tygodnie wcześniej poinformował mnie, że jak napisze mi SMSa, bym uciekała, to od razu mam wziąć dzieci i wyjeżdżać. Nasze miasto leży blisko Białorusi. Tego dnia napisał jednk, że mogę jeszcze na jakiś czas zostać w domu. Dlatego parę dni byliśmy w domu.

Wciąż miałam nadzieję, że wszystko się szybko skończy, ale potem zaczęły latać samoloty i bomby spadły na nasze miasto.

A Małyn to mała miejscowość, (w regjonie żytomierskim), ale ważna pod względem strategicznym, bo znajduje się na trasie Kijów - Warszawa. Bombardowali je codziennie. Dlatego nie zwlekaliśmy dalej z wyjazdem. Zabrałam dzieci i pojechaliśmy do Polski. Mąż został w Ukrainie. Pracuje w branży rolniczej. Nie otrzymał wezwania do wojska, bo rolnicy ich nie dostają. Muszą wyżywić walczący naród.

"Rybnik jest moim drugim domem" - mówi Iryna Razhivina. Zdj. Aleksander Król

Dlaczego wybrała pani Rybnik?
Znajoma poleciła mi to miasto, powiedziała, że nie mam się niczym przejmować, że w Rybniku nam pomogą. I tak się stało. W najtrudniejszym czasie mogliśmy liczyć na 28 dzielnicę i Mariusza Wiśniewskiego. Na początku mieszkaliśmy w hotelu Olimpia w Kamieniu. Było tam komfortowo, ale staraliśmy się usamodzielnić. Teraz wynajmuję mieszkanie w centrum miasta.

Jak to się stało, że tak dobrze mówi Pani po Polsku?
28 dzielnica zorganizowała przyspieszony kurs języka polskiego. Potem miałam jeszcze kurs języka medycznego, bo jestem lekarzem internistą. Na początku pracowałam w konsultacji medycznych dla Ukraińców, utworzonym przez 28 dzielnicę - udzielałam rodakom porad dotyczących zdrowia…

W rybnickim szpitalu brakuje lekarzy, szukała pani tam pracy?
Owszem, w marcu czy kwietniu zorganizowano spotkanie w szpitalu dla lekarzy - uchodźców z Ukrainy. Było nas wielu, kilkudziesięciu, ale sprawa nie była prosta. Każda organizacja, czy to szpital, czy przychodnia tłumaczyła, że musimy mieć stosowne dokumenty zatwierdzone przez ministerstwo, a wyrobienie ich nie jest łatwe, szczególnie wtedy, gdy nie zna się języka. W tych umowach oprócz dyplomów wymogiem była też znajomość języka polskiego.

Wysłałam papiery do ministerstwa i na zgodę czekałam 5 miesięcy, w między czasie robiąc intensywny kurs języka polskiego. Trochę to trwało, ale ponieważ lekarzy w Polsce brakuje, to prędzej czy później ją znajdą.

Gorzej z pracą w innych zawodach. Wielu Ukrainek ma problem ze znalezieniem pracy w swoim zawodzie. Moja znajoma jest księgową i wciąż szuka.

Mnie w końcu udało mi się podjąć pracę w Puls-Medzie w Rybniku. W Ukrainie także pracowałam w prywatnej, niezbyt dużej przychodni. Razem ze mną pracowało tam 4 lekarzy, tu nieco więcej. W Puls Medzie czuję się jak w domu, bo to bardzo podobna przychodnia. Oferowano mi pracę w różnych miejscach, ale to wydało mi się najlepsze. Mam tu komfortowe warunki, dobry zespół. Idę do pracy i z pracy zadowolona.

To czego Pani brakuje w Rybniku?
Najbardziej brakuje mi rodziny. Oczywiście, że tęsknię, ale w Rybniku czuję się już jak w domu. Gdy byłam niedawno w Ukrainie, mówiłam, że jestem w domu, ale jadę do drugiego domu, do Rybnika.

A dzieci? Pewnie wolałyby chodzić do swojej starej szkoły w Ukrainie…
Młodszy syn chodzi do przedszkola nr 7 „Misia Uszatka”. Uwielbia tam chodzić. Uwielbia swoją panią. Nawet sama się dziwię, że tak mu się podoba. Tam są cudowni ludzie. Kocha to przedszkole. A starszy syn chodzi do Szkoły Podstawowej nr 9 w Rybniku i też lubi tę szkołę. Dzieci uważają, że tu jest naprawdę w porządku.

Ma pani już swoje ulubione miejsca w Rybniku? Swoją piekarnię? Kawiarnię?
Raczej niewiele, bo nie chodzę do kawiarni. Ale może takim ulubionym miejscem jest park nad Nacyną, gdzie w lato razem z dziećmi spędzaliśmy bardzo dużo czasu. To piękne miejsce.

Rybnik staje się powoli pani domem na zawsze? Nie wróci Pani już do Ukrainy, gdy wojna się skończy?
Już jest moim domem. Coraz częściej zastanawiam się nad tym, czy tutaj nie zosytać. Dzieci uczą się w Polsce, ja mam dobrą pracę. Spotkałam tu wielu dobrych ludzi, którym przy okazji chcę podziękować.

Pan Wiśniewski ma dużą duszę, martwi się za każdego Ukraińca. W Ukrainie mamy takie powiedzenie - „dobry jak Matka Teresa”, a dzieci z Ukrainy, które przyjechały do Rybnika mówią „dobry jak pan Mariusz”.

 Rozmawiał Aleksander Król

 

Redaktor Naczelny
Aleksander Król
do góry