Strona główna/Aktualności/Nasz wywiad działa/Od snowboardu do ultramaratonów: Grzegorz Paszkiewicz o (..)

Od snowboardu do ultramaratonów: Grzegorz Paszkiewicz o swojej przygodzie z UTMB

09.09.2024 Nasz wywiad działa

Grzegorz Gery Paszkiewicz, Instruktor Wykładowca snowboardu z Rybnika, ukończył ultramaraton UTMB, który co roku odbywa się w masywie Mont Blanc, obejmującym tereny Francji, Włoch i Szwajcarii. Rybniczanin pokonał dystans 176 km z przewyższeniem 9900 m w czasie 41 godzin i 10 minut. W rozmowie dzieli się szczegółami swojego startu w jednym z najbardziej wymagających biegów górskich na świecie.

UTMB to prestiżowy ultramaraton wokół Mont Blanc, często określany nieoficjalnie mianem Mistrzostw Świata. Zdj. sportograf.com

Jesteś instruktorem jazdy na snowboardzie. Skąd wziął się pomysł na ultramaratony górskie?

Na początku nie chodziło o ultramaratony, tylko o ogólne bieganie, by utrzymać sprawność poza sezonem snowboardowym. Instruktorzy muszą być w dobrej formie, aby dobrze demonstrować techniki na stoku. Wiedziałem, że w miarę upływu lat moja sprawność będzie coraz gorsza, więc zacząłem biegać, by utrzymać formę. Z czasem stało się to moją pasją. Jest to taki odpowiednik tego co robię zimą, bo uwielbiam spędzać czas w górach. Latem, gdy brakuje śniegu, który kocham najbardziej, naturalnym wyborem stało się bieganie w górach.

W ilu ultramaratonach brałeś już udział?

Trudno powiedzieć, bo było ich naprawdę sporo. Moja przygoda z bieganiem trwa już długo, ale nadal jestem amatorem. Moje wyniki są dalekie od najlepszych, zazwyczaj plasuję się w połowie stawki. Bieganie nie jest dla mnie kwestią wyników, ale radości z samego biegu i uczestnictwa. To już pewnego rodzaju nałóg.

Jak można wziąć udział w ultramaratonie UTMB?

To dość skomplikowany proces. Aby wziąć udział w finałach nieoficjalnych Mistrzostw Świata w Chamonix, trzeba naprawdę się wykazać. Nie wystarczy zapisać się i zapłacić – trzeba zebrać odpowiednią liczbę kamieni, tzw. UTMB Stones, które zdobywa się na różnych biegach i potem mieć szczęście w losowaniu miejsc. Kamienie można zdobywać w różnych regionach świata. Jest wiele opinii na temat komercjalizacji festiwalu, ale ja uważam, że to fajne, że można brać udział w takich imprezach.

W tegorocznym UTMB startowało 2700 zawodników, a bieg ukończyło 1700 osób.

Około tysiąca osób nie ukończyło biegu, głównie przez niezmieszczenie się w limitach czasowych na punktach kontrolnych, a nie z braku sił. Moim zdaniem limity na UTMB nie były zbyt wyśrubowane; ja sam biegłem z dużym zapasem i wiem, że można to zrobić jeszcze szybciej. Ważne, że uczestnicy są dobrze przygotowani i świadomi wyzwań, a organizatorzy kładą ogromny nacisk na bezpieczeństwo. Mam nadzieję, że moja rodzina tego nie przeczyta, ale na trasie jest kilka trudnych miejsc, gdzie można stracić życie.

W historii UTMB dwoje zawodników straciło życie.

Niestety naprawdę łatwo zrobić sobie krzywdę. Mimo wymagającego terenu, poziom bezpieczeństwa na UTMB jest bardzo wysoki, a organizatorzy dbają o to, aby uczestnicy mieli obowiązkowe wyposażenie, które jest sprawdzane na trasie. Szczerze mówiąc, myślałem, że więcej osób ukończy bieg, ale w tym roku było wyjątkowo gorąco, co mogło wielu zmęczyć. Weryfikacja uczestników festiwalu jest skomplikowana i niektórych zniechęca już na starcie, ale moim zdaniem to działa dobrze — jeśli ktoś nie chce przejść całego procesu, to nie powinien nawet startować. Uważam, że to dobry system, bo nie ma sensu próbować, jeśli nie jest się w pełni przygotowanym.

Jaka była atmosfera na zawodach?

Społeczność biegaczy górskich i ultra górskich jest bardzo specyficzna, różni się od pozostałych biegaczy. Choć wszyscy należymy do jednej grupy, to w górach panuje zupełnie inna atmosfera — bardziej koleżeńska. Rywalizacja istnieje, ale głównie z samym sobą. Na zawodach zawsze czuć, że każdy ma na uwadze dobro innych. Jeśli coś się dzieje, ktoś zawsze podejdzie i zapyta, czy wszystko w porządku. Nawet jeśli ktoś zatrzymuje się na chwilę z boku trasy, by np. zawiązać but, od razu znajdzie się ktoś, kto zapyta, czy nie potrzebuje pomocy.

Może góry sprawiają, że człowiek staje się bardziej pokorny?

Może tak być. Sam chciałbym, żeby ktoś zapytał mnie, czy wszystko u mnie w porządku. Podczas UTMB dwa razy udzieliłem pomocy innym zawodnikom. Nic poważnego, ale sami nie daliby sobie rady — czasem potrzebna jest dodatkowa ręka, by założyć opatrunek czy pomóc w inny sposób. To jest właśnie piękne i ważne w tej społeczności, takie wzajemne wsparcie.

Ciekawostką było coś, czego wcześniej nie widziałem na żadnych zawodach — oprócz numeru startowego dostałem kartonik z flagą Polski i moim imieniem, a po drugiej stronie był napis „nie przeszkadzać, tylko śpię”. To genialne rozwiązanie, bo zmęczony zawodnik czasem po prostu kładzie się na chwilę odpocząć, a taka drzemka może trwać 5, 15 czy 20 minut. Dzięki temu kartonikowi wiadomo, że wszystko jest w porządku i można dalej biec po krótkiej regeneracji. Proste, a jak skuteczne!

Rybniczanin zajął 944. miejsce wśród 1760 zawodników, którzy ukończyli bieg. Zdj. sportograf.com

Jak na nieoficjalne Mistrzostwa Świata przystało, w Chamonix było mnóstwo kibiców.

W Polsce moglibyśmy się wiele nauczyć od Francuzów o kibicowaniu podczas biegów. Poziom wsparcia na trasie, zarówno we Francji, Włoszech i Szwajcarii, był niesamowity. Ludzie przyjeżdżają tu tylko po to, by kibicować.

Na jednym z trudniejszych nocnych odcinków było mi bardzo zimno, nie miałem siły zdjąć plecaka i się ubrać. Na ostatnim podejściu usłyszałem coraz głośniejszą muzykę. W końcu rozpoznałem piosenkę Queen – „Don't stop me now”. Okazało się, że grupa kibiców siedziała na wozie i w taki sposób kibicowała zawodnikom. Od razu zrobiło mi się cieplej. Takie momenty naprawdę dodają energii i pchają do przodu.

W Polsce tego jeszcze nie ma, ale powoli widać zmiany. Na lokalnych, górskich biegach w mniejszych miejscowościach czasem widzisz starszą panią przed domem, w chustce, z wielkim garnkiem wody i chochlą. Dla biegaczy to jak prawdziwa wygrana na loterii. Kiedy widzisz, jak nalewa wodę do metalowego kubka i podaje z serdecznością, to jest coś pięknego.

Pokonałeś trasę w czasie 41:10:03, co dało Ci 944. miejsce na 1760 uczestników. Jak oceniasz ten wynik?

Przebiegłem dystans na spokojnie, bez ciśnienia. Nie miałem oczekiwań co do wyniku, bo nie znałem trasy. Miałem jednak plan i wyliczony czas, uwzględniając wsparcie, ale nie mogłem przewidzieć wszystkich trudności. Niektóre odcinki o długości 5 kilometrów były tak strome, że pokonanie ich zajęło mi 3-4 godziny.

Wydaje mi się, że jestem w stanie poprawić czas o około pięć godzin. Bardzo asekuracyjnie podszedłem do startu i ustawiłem się na samym końcu. Zanim 2700 osób ruszyło to straciłem bardzo dużo czasu. Na wąskich szlakach zdarzały się momenty, gdy stałem 30 minut w jednym miejscu i nie mogłem się ruszyć. Sporo czasu spędziłem również na punktach kontrolnych.

Jak wyglądały Twoje przygotowania?

Na początek muszę powiedzieć, że było warto. Przygotowanie do tych zawodów dużo mnie kosztowało. Nie mam już 20 lat, więc nie liczę na świetne wyniki. Chcę jednak kończyć zawody z uśmiechem, świadomie i z radością, a nie tylko dotrzeć na metę.

Dowiedziałem się w styczniu, że zostałem wylosowany. Bardzo się ucieszyłem, ale także zmartwiłem, ponieważ planowałem, że moim głównym startem w tym roku będzie Bułgaria. Od stycznia jestem w reżimie treningowym, codziennie ćwiczę i biegam. Przygotowania były bardzo intensywne i skoncentrowane na zawodach w Chamonix. Ze startu w Bułgarii nie zrezygnuję – 22 września wezmę udział w zawodach Pirin Ultra, ale zamiast planowanego dystansu 160 km wybiorę krótszą trasę, około 60 km.

Gdzie trenowałeś? W Tatrach, Beskidach? W Niedobczycach również mamy górki.

Trenować można wszędzie. Prowadzę zajęcia biegowe w Rybniku i pracuję z amatorami, co również przygotowuje mnie do biegania. Aby trenować biegi górskie, ogólna sprawność fizyczna jest niezwykle ważna i można ją rozwijać praktycznie wszędzie. W Rybniku mamy naprawdę dużo tras. Wiem, że nie każdy się ze mną zgodzi, ale przygotowanie do ultramaratonów wymaga po prostu wykonania odpowiedniej objętości treningu. Są ludzie, którzy uważają, że ważniejsza jest jakość treningu, czyli jego różnorodność. To nie jest bez znaczenia, ale uważam, że odpowiednia liczba wybieganych kilometrów jest kluczowa.

Czy umiejętności zdobyte na snowboardzie przydają się w biegach górskich?

Bardzo i odwrotnie. Moją piętą achillesową są podbiegi i podejścia, mimo że w tym roku było lepiej. Uwielbiam za to zbiegi, które wychodzą mi naprawdę dobrze. Zbieganie wymaga planowania, tak jak jazda na snowboardzie – musisz przewidywać, co się wydarzy. Planuję trasę z wyprzedzeniem, co daje mi przewagę. Nie patrzę pod nogi, tylko kilka metrów przed siebie. Dzięki temu mogę szybko reagować, gdy zmęczenie zaczyna dawać się we znaki.

Widziałem ludzi, którzy podczas zbiegania schodzą na dół, opierając się na kijkach i robiąc kroczek za kroczkiem, bo ich mięśnie są tak zmęczone, że nie dają rady szybciej. A ja w tym czasie mam najlepszą zabawę – lecę wtedy na dół jak wariat. Uwielbiam to, bo jest to coś, co sprawia mi największą przyjemność.

– To były moje pierwsze zawody, podczas których w ogóle nie spałem – przyznaje Gery. Zdj. sportograf.com

Co było dla Ciebie największym wyzwaniem podczas tego ultramaratonu?

To były moje pierwsze zawody, podczas których w ogóle nie spałem. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie było to aż tak straszne, jak mi się wydawało. Pierwsza noc jeszcze była znośna, ale druga była naprawdę trudna. Mógłbym długo o tym opowiadać, bo to bardzo ciekawe doznanie. Zdarzały się nawet zwidy – widziałem rzeczy, które nie istniały. Pamiętam wywiad z zawodnikiem ultra, który powiedział, że w takich momentach, gdy zmęczenie jest ogromne, wystarczy biec szybciej. Spróbowałem tego i działa – proste, ale skuteczne rozwiązanie.

Od paru lat jesteś weganinem. Jak weganizm wpłynął na Twoje wyniki sportowe?

Jestem weganinem od siedmiu lat. Zdecydowałem się na to nie z powodów ideologicznych, lecz jako eksperyment sportowy. Trening nie szedł najlepiej i czułem się źle. Postanowiłem więc spróbować weganizmu. Podczas biegu na dystansie 80 kilometrów poszło mi wyjątkowo dobrze. Nie jestem pewien, czy to dieta miała wpływ na wynik, ale było lepiej.

Od czasu zmiany diety czuję się dobrze i nie miałem problemów zdrowotnych, co wśród biegaczy jest rzadkością. Uważam, że dieta roślinna wspiera moją odporność, co jest ważne, szczególnie przy intensywnym treningu. Nie jem mięsa, jajek, sera ani mleka, tylko rośliny. Nie chcę narzucać innym swojego wyboru. Jeśli ktoś je mięso i mu to odpowiada, to nie mam z tym problemu, choć żal mi zabijania zwierząt. Na biegi zawsze przygotowuję sobie jedzenie, aby uniknąć problemów.

Na trasie kibicowała i wspierała Cię rodzina.

Tak, wspierała mnie żona, córka i mama. Pojechaliśmy wcześniej, żeby zaaklimatyzować się przed zawodami, co zdecydowanie polecam. Moja żona, mimo że nie biega, postanowiła po raz pierwszy wesprzeć mnie na trasie, co było dla niej dużym wyzwaniem. W trakcie biegu byłem zupełnie innym człowiekiem – zmęczenie i emocje dawały się we znaki.

Wsparcie na trasie jest znacznie trudniejsze niż samo bieganie. Support musi przemieszczać się z jednego punktu do drugiego, często pokonując długie dystanse w trudnych warunkach, np. w nocy. Moja żona, mimo że bardzo się starała, na pierwszym punkcie się spóźniła. Potem już wszystko poszło zgodnie z planem.

Lepiej się biegnie z takim wsparciem?

Świadomość, że ktoś na ciebie czeka, daje ogromnego kopa. Gdy jest naprawdę ciężko, sama myśl o tym sprawia, że nogi zaczynają pracować lepiej. Także bieg ze wsparciem jest świetny, a dzielenie się później sukcesem w takim gronie jest jeszcze lepsze.

Radość na mecie po ponad 41 godzinach biegu. Zdj. sportograf.com

Jakie emocje towarzyszyły Ci na mecie?

To były skrajne emocje. Płakałem jak dziecko. Złamało mnie to mocno, ale nie z powodu zmęczenia. Udało mi się zrealizować jedno z marzeń, pobiegłem w Chamonix na UTMB, wspierany przez rodzinę. Emocje były ogromne, a dotarcie na metę to była wielka nagroda i spełnienie marzeń. Każdy biegacz górski marzy o takim doświadczeniu. Cieszyłem się, że moje wielomiesięczne poświęcenie przyniosło efekt i udało się dotrzeć do mety. Ale mimo ogromnego zmęczenia mógłbym pobiec w drugą stronę jeszcze raz.

Co sprawia Ci większą frajdę: start w ultramaratonach, czy jazda na snowboardzie?

Jazda na snowboardzie. Nigdy nie zdradzę jazdy na desce dla ultramaratonów, choć poziom doznań jest bardzo podobny. Zacząłem biegać dzięki temu, że jeździłem na desce, a nie na odwrót. Bieganie uwielbiam, ale jest na drugim miejscu.

Mógłbyś opowiedzieć o pokazie filmu KarakoRun”, który odbędzie się w Domu Kultury w Niedobczycach?

13 września o godz. 18.00 w Domu Kultury Niedobczyce w Rybniku odbędzie się premiera filmu „KarakoRun” z gościem specjalnym Szymonem Makuchą. Poznałem go lata temu na obozie biegowym. Szymon znany jest z charytatywnych projektów biegowych, takich jak przebiegnięcie Islandii czy całej Polski. Postanowił przebiec tysiąc kilometrów w górach Pakistanu, aby zebrać fundusze dla dzieci z chorobami nowotworowymi w Warszawie. Film „KarakoRun”, który zrealizował wraz z Adrianem Dmochem, zdobył liczne nagrody i wyróżnienia. Na pokazie będą: Szymon, główny bohater; Adrian, reżyser filmu; oraz zawodowy biegacz z Rybnika, Dawid Malina.

Można już rezerwować miejsca na film. Zebrane fundusze wesprą Polę Laskowską - trzyletnią dziewczynkę, która urodziła się z wieloma wadami rozwojowymi. Dzięki rehabilitacji i wsparciu specjalistów, jest szansa, że Pola zacznie chodzić. To piękna metafora wsparcia, jakie możemy ofiarować. Chciałbym, aby sala była pełna – jeśli ktoś nie może wesprzeć finansowo, zapraszam, by po prostu przyjść i pokazać wsparcie.

Chciałbyś przebiec trasę z filmu?

Myślę, że tak. Kto na moim miejscu by nie chciał? Na chwilę obecną mam trochę bliższy horyzont niż Pakistan i takie góry. W przyszłym roku chciałbym zrealizować indywidualny projekt. Myślę o przebiegnięciu Głównego Szlaku Beskidzkiego, czyli 500 kilometrów z Bieszczad do Ustronia. Zobaczymy czy się uda. Wszystko zależy od tego jak się wiele rzeczy poukłada.

Zapraszamy na pokaz filmu KarakoRun”, który odbędzie się 13 września o godz. 18.00 w Domu Kultury w Rybniku-Niedobczycach. Dokument opowiada o biegaczu, który jako pierwszy podjął próbę przebiegnięcia 1000 km przez trudny teren północnego Pakistanu, aby pomóc dzieciom w walce z rakiem.

Dochód z wydarzenia wesprze Fundację Dzieciom Zdążyć z Pomocą”, a zebrane pieniądze zostaną przekazane na leczenie Poli Laskowskiej. Goścmi wydarzenia będą Szymon Makuch, Adrian Dmoch - autor filmu, oraz Dawid Malina, biegacz z Rybnika i drużynowy wicemistrz Europy w biegach off-road.

Szczegóły na Facebooku: Link do wydarzenia

dziennikarz
Dominika R

Zobacz także

Dni Niedobczyc z Oberschlesien!
Dni Niedobczyc z Oberschlesien!

Dni Niedobczyc z Oberschlesien!

do góry