Na Ryjku poznamy ojca Sztefy z Piekar
„Zrób kabaret, po prostu zrób kabaret” - mówi Łukasz Zaczek, nowy dyrektor artystyczny Rybnickiej Jesieni Kabaretowej.
Myślałem, że przyjdzie Pan ze Sztefą z Piekar, ale pewnie mogłaby coś „fulnąć”?
Ewelina jest teraz na dyżurze na SOR-ze dziecięcym. W życiu łączy dwie pasje. Pracę na scenie i pracę z dziećmi. Trudno pogodzić czasowo te dwie rzeczy, ale śląskie dziołchy nie z takimi wyzwaniami sobie radzą.
Wydawałoby się, że kabareciarz zawodowo zajmuje się skeczami. Wielu z Was chodzi do „normalnej” pracy?
Wśród zawodowców to się rzadko zdarzało, choć oczywiście pandemia zrobiła swoje. Przez kilka miesięcy w kulturze mieliśmy lockdown. Jak ktoś nie miał konkretnego angażu w telewizji, to czasem nie miał innego wyjścia. Jeden z kolegów np. został kurierem. Żadna praca nie hańbi, niemniej jednak dziś większość kolegów wróciła już na scenę.
Młodzi Panowie się zestarzeli, że dyrektorowanie na Ryjku oddali Panu?
Na pewno się nie zestarzeli. Mieli prawo się trochę znużyć po tylu latach ekscytującej, ale jednak powtarzalnej pracy. Na pewno artystycznie nie ma w nich zmęczenia materiału. Chłopaki cały czas tworzą i to coraz lepsze skecze. Program „Młodzi i moralni”, który nagrywają w Polsacie, ma fantastyczne wyniki oglądalności. Młodzi Panowie są w szczycie formy. To, że „oddali” organizację Ryjka, absolutnie rozumiem. Na różnych etapach życia ludzie mają różne priorytety. Mamy ich zapewnienie, że artystycznie będą nas wspierać każdego roku. Nie zapominajmy też, że nadal dyrektorem festiwalu jest Michał Wojaczek, dyrektorem logistycznym Piotr Sobik, a wsparcie organizacyjne od lat zapewnia agencja Star Manager. Zatem Ryjek stoi na stabilnych, zaprawionych w boju nogach.
Jest stresik przed dyrektorskim debiutem?
Zero stresu, wyłącznie przyjemne podniecenie. Ludzie zawsze odliczają do czegoś - urodzin, świąt, wakacji. Od wielu, wielu lat moje życie to odliczanie do Ryjka. Jak tylko skończą się wakacje, to czekam na listopad. Mam tak, że pewne rzeczy robię przed Ryjkiem, a najczęściej po nim. Żona jest już przyzwyczajona, że tę listwę, tę półkę to „po Ryjku” przykręcę. A wracając do stresu to największy jest, gdy występuje się w konkursie. Ta rywalizacja potrafi sparaliżować nawet najbardziej doświadczonych artystów. W tym roku ze Zdolnymi i Skromnymi czekają nas „tylko” festiwalowe koncerty i poprowadzenie gali finałowej. Będą kamery, ale do tego jesteśmy już przyzwyczajeni.
Wydawałoby się, że kabareciarze to najbardziej wyluzowani ludzie na świecie…
Na scenie tak to wygląda. Jednak gdy ktoś zajrzy w kulisy Ryjka, w ten piątek, sobotę - ojejku - kolegów czasem trudno poznać. Ci, co nie palą, nagle zaczynają palić. Kiedyś, 10 minut przed rozpoczęciem konkursu, spotkałem kolegę z kabaretu Smile. Mył zęby. Jeszcze nigdy nie widziałem, by ktoś tak mocno szczotkował szkliwo. Myślałem, że sobie wydłubie jedynki. Widywałem w kulisach największe gwiazdy kabaretu, jak przed konkursem i skeczem premierowym odchodziły od zmysłów. W końcu jednak wychodzi się na scenę, pada pierwszy żart i jeśli tylko zadziała, ludzie się zaśmieją, to odpalamy wrotki i jedziemy na luzie.
Czasy takie, że wszyscy oszczędzają, a wy robicie „konkurs na boczku”. To na czym oszczędzacie? Czego nie będzie w tym roku?
To nie oszczędności, a rozwojowe zmiany. Nowy, czwartkowy „konkurs na boczku” zajął miejsce One Ryj Show. Absolutnie nie wykluczam, że One Ryj Show powróci. Po prostu szukaliśmy w tym roku czegoś świeżego. A cóż może być lepszego od świeżego boczku? Nie ukrywam, że chodzi o coś jeszcze. Ryjek jest festiwalem kabaretów. Te z tzw. pierwszej ligi są w bardzo dobrej formie. My chcemy też pokazać kabarety, które już teraz są przyszłością polskiej komedii, a zarazem Ryjka. By dać szansę naszemu festiwalowi na kolejne 25 lat życia, musimy proponować nowości. By tak się stało, wymyśliliśmy „konkurs ryjkowy na boczku”. Wdroży on w Ryjka nowe kabarety, które za chwilę, mam nadzieję, staną się ulubieńcami publiczności. Dodajmy jeszcze, że do tego konkursu, po raz pierwszy w historii, to widownia (poprzez social media) wymyśliła kategorie skeczy. Również widownia wybierze jedynego zwycięzcę. A kolejne pokolenie kabaretowe już czeka w blokach, by spełnić oczekiwania publiczności i pociągnąć ten wózek pełen żartów i celnych obserwacji.
Jesteście trochę jak księża. U nich też brakuje powołań…
Rzeczywiście z powołaniami bywa różnie. Na szczęście w tym wypadku jakość góruje nad ilością. Dzisiaj nowy, zdolny kabaret już na starcie ma otwartych wiele ścieżek we wszelkich mediach, tradycyjnych i nowoczesnych. Zatem zachęcam - róbcie kabaret, jest na to miejsce i świetny czas.
Kabaret ma też misję szczególnie w smutnych czasach…
To prawda. Z jednej strony mamy bardzo dobry czas dla kabaretów, które jak nigdy mają sporo powodów do komentowania naszej rzeczywistości, chociażby politycznej. Z drugiej wiele wskazuje na to, że w niedalekiej przyszłości wrócimy do posługiwania się językiem metafor i aluzji, który starsi pamiętają jeszcze z czasów komuny. Powoli na scenę wraca przenośnia, która zapewne będzie bardzo dużym wyzwaniem dla kolejnych pokoleń artystów, ale też widzów.
Dlatego metafora, że nie wszystko puści już dziś Telewizja Polska?
To na pewno nie jest wyłącznie polska rzeczywistość. W historii świata mieliśmy takie okna czasowe, gdy ilość wolności rosła. Teraz ewidentnie widać, że wolności będzie coraz mniej. Zachód wcale nie jest chwalebnym przykładem. Nawet w Stanach Zjednoczonych wielu rzeczy nie można powiedzieć na scenie, bo szybko otrzymuje się łatkę mizogina albo rasisty. Wielu zachodnich komików komentuje to wprost: to prowadzi do autocenzury. Żeby nie popadać w przesadny pesymizm, pamiętajmy, że to jednocześnie szansa do rozwoju intelektualnego w całej branży komediowej.
Skoro wspominamy stare czasy, to wróćmy na chwilę do początków RYJKA, który dziś organizuje teatr. Wielu z sentymentem wspomina początki festiwalu w Klubie Energetyka.
To prawda. Klub Energetyka ma niepowtarzalny klimat. Gdy zaczęliśmy się zastanawiać, jakie korekty wprowadzić w festiwalu, najpierw zrobiliśmy listę rzeczy nienaruszalnych - i jedną z nich jest Klub Energetyka. Absolutnie nienaruszalny, chyba że zalałaby go woda z zalewu. W KE nić porozumienia między kabaretami a publicznością jest wyjątkowa. W tym roku organizujemy tam aż 3 dni. Bilety sprzedały się na pniu. Zresztą podobnie było z biletami na niedzielną galę, które rozeszły się w 5 minut. Łącznie grubo ponad 1000 biletów wyprzedało się w tydzień. Zostały jedynie wejściówki na ryjkowy poniedziałek. Tam też czeka nas wyjątkowy koncert.
Tegoroczne ryjkowe występy będą unikalne, bo w konkursie zamiast klasycznych kabaretów - co również jest nowością - zobaczymy projekty kabaretowe, czyli „zmiksowane” składy różnych formacji. One mogą nie wystąpić razem już nigdzie indziej. Skąd ten pomysł?
Historia „projektów ryjkowych” jest bardzo długa. Wystarczy wspomnieć „Parę Numer 2: Ewa Błachnio i Łukasz Kaczmarczyk”, „Projekt Kwiaty” czy nasz zeszłoroczny „Zdolni i Skromni”. W tym roku wszystkie składy będą „projektowe”. Dlatego nazw może nikt nie kojarzyć, ale pod nimi kryją się rozpoznawalne twarze. Jest szansa, że Ryjek będzie przez to jeszcze bardziej unikatowy, co jest moim zdaniem bardzo dobre dla festiwalu. Jestem przekonany, że jak komuś taki projekt „wypali”, to z pewnością będzie miał okazję, by gdzieś później grać te skecze w innych miejscach.
Od dziecka robi sobie Pan jaja?
Gdy miałem 10 albo 12 lat, mój tata oglądał w telewizji festiwale w Koszalinie, Mrągowie czy Sopocie. Ja sam czekałem na to tygodniami. Patrzyłem i myślałem o tym, że chcę być taki jak oni. Gdy miałem 13 lat, założyłem w szkole pierwszy kabaret. Gdy miałem 15, zrobiliśmy pierwszy, skromny festiwal kabaretowy w Radlinie. Potem był rybnicki kabaret 44-200, dalej Kałasznikof. W końcu wylądowałem w Sopocie, Mrągowie i Koszalinie… Spełniłem marzenia i teraz zajmuję się wymyślaniem sobie nowych. Kabaret to jest czysta miłość. Gdy poznałem moją żonę, to już na starcie powiedziałem jej, by pamiętała, że jakby coś, to kabaret był pierwszy. [śmiech]
Chyba ciężko być z kabareciarzem? Jak się oświadczasz narzeczonej, to ona nie wie, czy to na serio…
Tajemnica poliszynela jest taka, że my prywatnie zazwyczaj może nie jesteśmy smutni, ale stonowani, normalni. Zostawiamy tę brawurową energię na scenę. Nie można całe życie lecieć na tej samej emocji. Ze Sztefą z Piekar skradliście nie tylko serca publiczności zeszłorocznego Ryjka, ale całej Polski? Rzeczywiście, na YouTube przekroczyliśmy niedawno 3 miliony wyświetleń. Więcej w tym roku miała chyba tylko Neo-Nówka. Sukces skeczu sprowokował nas, by zrobić drugą część. Na Ryjku będzie można ją zobaczyć w teatrze, w poniedziałek. Jeśli ko - muś podobały się perypetie Sztefy i chciałby ją zobaczyć na żywo, to tego dnia będzie miał szansę poznać też jej ojca, którym - mogę zdradzić - będzie Krzysztof Hanke. Przypominam, że to jedyny ryjkowy koncert, na który są jeszcze dostępne bilety. Zapraszam serdecznie.
Rozmawiał Aleksander Król