Magdalena Seyda: Historia podpowiedziała co robić
"Gdy ma się do dyspozycji taką kamienicę jak Świerklaniec, to wszystko idzie jak układanka. Swoim pięknem i historią narzuciła to, co trzeba było zrobić."
Rozmowa z Magdaleną Seydą, projektantką wnętrz Świerklańca
Świerklaniec odegrał ważną rolę w dziejach Rybnika. Nie czuła Pani presji w związku z historią tego miejsca?
Jestem osobą, która się nie stresuje, dlatego nie czułam presji. Paweł Nowak mi zaufał i dał wolną rękę, dzięki czemu miałam olbrzymią frajdę, projektując ten budynek. Od początku wiedziałam, że chcę zachować wszystko, co się wiąże z historią Świerklańca.
Pamiętam, że gdy pierwszy raz przyjechałam do tej kamienicy, zauważyłam piękne, stare drzwi, na których była wizytówka z napisem „pani Słonina” i stara skrzynka pocztowa. Powiedziałam wówczas Pawłowi, że chcę wszystkie te stare drzwi zostawić, że absolutnie ich nie wyrzucamy, tylko zachowujemy. Od samego początku wiedziałam też, że te drzwi pojawią się w głównym miejscu, czyli na klatce schodowej. Dookoła nich, jakby w pigułce, wypisaliśmy zdarzenia z historii Świerklańca. Oczywiście nie można było tam wszystkiego ująć, ale chciałam, by była tam informacja np. o sali sądowej, która kiedyś znajdowała się w tym miejscu, a niewielu mieszkańców o tym wie.
Mieliśmy też zachowany stary projektor kinowy ze Świerklańca, ale niestety podczas katastrofy zaginął, dlatego w tylnej sali mamy tylko stare szpule filmowe, które udało nam się zdobyć na pchlim targu.
Staraliśmy się zachować klimat tego miejsca. To też udało się zrobić dzięki starej cegle, którą odzyskaliśmy. Tu kolejny ukłon do Pawła i całej ekipy InoWino, która własnymi rękami odkuwała, czyściła oraz impregnowała cegłę. Myślę, że robi fajny efekt. Staraliśmy się nie niszczyć tego, co tam było, a dołożyć swoje.
Bagaż historii jest pomocny czy łatwiej projektuje się od zera?
Gdy ma się do dyspozycji taką kamienicę i takie rzeczy, które zastaliśmy w Świerklańcu, to wszystko idzie jak układanka. Nie trzeba robić żadnych dziwnych rzeczy. Wystarczy poczuć to miejsce i pokazać to, co człowiekowi w duszy gra. Niestety czasami jako projektanci wnętrz musimy dostosować się do oczekiwań klientów. Tutaj było inaczej: to kamienica jakby swoim pięknem i historią narzuciła to, co trzeba było zrobić.
W ubiegłym roku o Świerklańcu głośno było w całej Polsce. Teraz znów się mówi o tym, jak odbudowano kamienicę, o jej nowych wnętrzach…
Na pewno dobry rozgłos się przyda… Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Może powiem rzecz niepopularną, ale w Świerklańcu były stare stropy, które nie wiadomo jak by się zachowały z biegiem czasu. Stała się okropna rzecz - katastrofa budowlana. Dobrze, że nikomu nic się nie stało, ale właściciel odbudował kamienicę 1:1. Ona naprawdę była w bardzo złym stanie w środku i wymagała gruntownego remontu. Próbowano stropy wymieniać i ściana runęła. Niestety. Ale budynek został odbudowany i teraz jest bezpiecznie i pięknie. Oczywiście, że wolałabym, by zabytki i to tak piękne jak Świerklaniec były w takiej formie, by nie trzeba było tworzyć replik ściany frontowej, ale stało się, co się stało i nie ma co nad tym dywagować.
To najważniejsza realizacja w dotychczasowej Pani karierze?
Trudno powiedzieć. Przede mną jeszcze wiele realizacji. Projektuję teraz bardzo ładny obiekt w okolicach Rybnika, w Rudach, ro[1]biłam m.in. hotel Laskowo, Dąbrówkę, tylko to były rzeczy nowe. Te realizacje nie miały historycznej otoczki. Na pewno była to praca najbardziej bliska mojej duszy. Miałam totalny luz podczas projektowania, bo Paweł powiedział: „róbta, co chceta”. Bawiłam się doskonale projektując wnętrza Świerklańca. Zresztą, jak tu się nie bawić doskonale z InoWino? [Śmiech].
Rozmawiał Aleksander Król