Strona główna/Aktualności/Nasz wywiad działa/120 lat temu otwarto Kaufhaus Noaha Leschczinera w Rybniku

120 lat temu otwarto Kaufhaus Noaha Leschczinera w Rybniku

25.03.2023 Historia

Jedna z najpiękniejszych kamienic rybnickiej starówki niedawno zmieniła właściciela. Efektowny budynek przy ul. Sobieskiego 18 został sprzedany prawdopodobnie za mniej niż 3 mln złotych. O rodzinie Noaha Leschczinera, który 120 lat temu, w 1903 roku przy Breitestrasse otworzył wspaniały Kaufhaus, pisze Małgorzata Płoszaj, autorka książki „Piękni i młodzi”.

Noah miał około 40 lat, gdy zadecydował, że w miejscu małego parterowego domku przy Breitestrasse wybuduje porządną kamienicę. Widział takie w innych miastach Górnego Śląska, do których jeździł w interesach. Żona Anna w ogóle nie wtrącała się do jego pomysłów, ale w duchu go pochwalała. W końcu mieli czwórkę dzieci i należało już myśleć o ich przyszłości. Olga była w takim wieku, że należało ją wydać za mąż, a chłopcy mieli po kilkanaście lat i powoli zaczynali pomagać ojcu w interesach. Co prawda Heinrich od dziecka marzył, by zostać lekarzem i raczej smykałki do handlu nie miał, ale był jeszcze najstarszy Alfred i fruwający w chmurach młody Max, więc choćby dla nich należało pomyśleć o poważnej inwestycji w ekskluzywny dom towarowy. Taki, do którego będą przyjeżdżać z całej okolicy.

To wciąż jedna z piękniejszych kamienic rybnickiej starówki. Zdj. Aleksander Król

Patrząc na swoje potomstwo Anna czuła, że to właśnie jedyna córka będzie tą, która kiedyś zasiądzie w kantorku i będzie rozliczać dostawców. Na razie nie ujawniała mężowi swoich przeczuć i przy rozmowach o budowie potakiwała, gdy w swoich wizjach widział synów za ladą Kaufhausu, który zamierzał zbudować.

Gdy zaczęły się piąć mury, rybniczanie z podziwem, niektórzy z lekką zazdrością, a większość z ciekawością przyglądali się temu, co powstawało naprzeciw potężnego Świerklańca. Noah wszystkiego doglądał i choć targował się z murarzami, to kompletnie nie oszczędzał na materiałach budowlanych i szastał pieniędzmi, gdy przyszło decydować o wyposażeniu sklepu oraz mieszkań, do których wnet miała się przeprowadzić cała rodzina.

W 1903 r. otwarto ogromny Kaufhaus Noaha Leschczinera

W 1903 roku hucznie obchodzono 20. urodziny Alfreda oraz otwarcie ogromnego Kaufhausu Noaha Leschczinera. Na szczycie kamienicy, wtedy na pewno najpiękniejszej w Rybniku, zamontowano chorągiewkę z datą, która już zawsze miała przypominać o tym ważnym wydarzeniu. Isidor Priester, który krótko przed swoją śmiercią przyjechał do Rybnika z Gogolina, by negocjować warunki ślubu jego syna Salo z Leschczinerową córką Olgą, patrzał z zachwytem na bogate meble, przepiękne miśnieńskie piece z orientalnymi motywami i wszystkie nowinki techniczne, którymi się chwalił Noah. Priester co prawda został uprzedzony, że przyszła synowa nie wniesie w posagu tego sklepu, który zajmował aż dwie kondygnacje, ale i tak wyjechał z Rybnika zadowolony, że jego Salo dostanie za żonę naprawdę majętną pannę.

Rybniczanki kupowały tu eleganckie stroje.

Gdy najstarsza z Leschczinerowych dzieci - zaradna i obrotna Olga - została panią Priesterową, a stało się to w październiku 1904 r., rybniczanki swoje stroje kupowały już tylko w Kaufhausie jej taty. Często zmieniana wystawa kusiła bogactwem wystawianych w ogromnych witrynach strojów, gustowne lampy oświetlały towary nawet wieczorami, a dość często publikowane ogłoszenia w „Der oberschlesische Kurier” informowały o kolejnych dostawach czy obniżkach starych kolekcji.

Noah Leschcziner wiedział, że reklama jest ważna. Jego nazwisko na wielkich szyldach było widoczne z obu stron Breitestrasse. Niemało zapłacił, by na pocztówkach z Rybnika widać było jego kamienicę. Wiedział, że ta inwestycja się opłaci. Nie wiedział, że po około 120 latach nadal ktoś będzie patrzeć z zachwytem na ten luksusowy dom towarowy z początków XX wieku. Wieczorami siadał w skórzanym fotelu i rozmyślał o przeszłości, ale i przyszłości. Cieszył się, że Samuel - jego ojciec, zdążył jeszcze przed śmiercią trochę pomieszkać w tym paradnym miejscu miasta i doczekał narodzin prawnuczki Thei. Gdy szanowany kupiec i radny miejski pewnego dnia wrócił z synagogi, oświadczył swojej Annie, że zamierza znowu poważnie zainwestować. W końcu tej kamienicy nie podzielą w żaden sposób między trzech synów. A że Abraham Prager mu napomknął, że jego syn Emil zamierza sprzedać obie kamienice przy Rynku, to Noahowi od razu zaświtała myśl, by złożyć ofertę kupna. Kolejny dom towarowy Leschczinerów będzie w samym centrum miasta - na Ringu. I tam już będzie gospodarzyć syn Alfred. Gdy „Oberschlesische Volksstimme” napisał, że od września 1911 r. ledwo co rozbudowany drugi rybnicki dom towarowy zmienia właściciela, w mieście plotkowali wszyscy. Leschczinerowie zmonopolizowali handel damską i męską odzieżą i nikt się nie mógł z nimi równać.

Anna i Noah Leschczinerowie. Nad nimi stoi ich syn Max, a obok Noaha siedzi córka Olga

Noah nadal siadał w swoim fotelu, palił cygaro i patrzał przez okno na podjeżdżające pod Świerklaniec dorożki, no i coraz częściej automobile. Alfred był zabezpieczony i sprawnie zarządzał swoim geszeftem, Heinrich zamierzał studiować medycynę w Berlinie, co bardzo cieszyło oboje rodziców, Olga z mężem też już budowali nowy dom i dobrze im się układało i tylko z najmłodszym Maxem co chwilę były jakieś problemy. W połowie stycznia 1914 r. zmarł zasłużony dla miasta Abraham Prager. Na jego pogrzeb przyszły tłumy. Noah na posiedzeniu reprezentantów gminy żydowskiej wygłosił piękną mowę pożegnalną. Gdy ją kończył słowami, jak to źle się zaczął ten rok, nie sądził, że już za następnych kilka miesięcy zawali się prawie cały świat.

Gdy w czerwcu 1915 r. przyszedł telegram informujący o śmierci Alfreda na froncie, musiał posłać po lekarza do żony. Zresztą synowej, będącej już w ciąży, też nie potrafił uspokoić. Sam się pozornie trzymał, bo ktoś musiał doglądać dwóch interesów i jedynie gdy siadał w kantorku nad rachunkami, to ukradkiem ocierał łzy. Tyle nadziei pokładał w Alfredzie. To on miał wszystko przejąć jako pierworodny syn. Na szczęście w ciągu kolejnych lat wojny żaden smutny telegram już nie dotarł do kamienicy przy Breitestrasse.

Kamienica została niedawno sprzedana.

Za to w 1919 r. świeżo upieczony doktor medycyny Heinrich Leschcziner oświadczył rodzicom, że zakosztował życia w Berlinie i tylko w stolicy może zrobić karierę, więc na Górny Śląsk nie wróci. Poza tym poznał niezwykłą kobietę i zamierza się żenić. Kolejne plany Noaha legły w gruzach. Liczył, że syn otworzy swą praktykę w Rybniku. Na ślub do Berlina rodzina wysłała Maxa. Stary kupiec coraz częściej zastanawiał się, co będzie z dwoma Kaufhausami, gdy jemu siły odmówią posłuszeństwa. Nie za bardzo wierzył w najmłodszego syna, którego zainteresowania były dalekie od handlowych. Do tych rodzinnych zmartwień dochodziły myśli o mieście, w którym nie było za bezpiecznie. Niby sprowadzono jakieś obce wojska, które miały pilnować porządku, ale nic nie funkcjonowało jak przed 1914 r., interesy szły jak po grudzie, a na jego ulicę coraz częściej mówiono: Szeroka. Na dodatek jednego dnia jego ukochany owczarek uciekł. Na szczęście sowita nagroda, którą obiecał w gazecie, pomogła i pewien Ślązak po kilku dniach psa przyprowadził.

Był 1920 rok, gdy przybył mu nowy konkurent w interesach. Ludzie mówili, że pochodzi z Wielkopolski i że ma krewnego w Amcie. Agresywnie się reklamował w polskojęzycznej prasie podkreślając swoje chrześcijańskie pochodzenie. „Swój do swego” to było jego główne hasło reklamowe. Jak zwykle siedząc z cygarem w fotelu, Noah przeanalizował wszystkie „za” i „przeciw” i chyba po raz pierwszy spytał o zdanie Annę. Ta od razu przytaknęła. Tak, musimy coś sprzedać. I choć wygodnie jej było w ogromnym mieszkaniu nad sklepem, to zgodziła się, z tym, że może przeniosą się do Olgi na Neuer Ring, a Maxowi Noah będzie pomagać w interesach przy Rynku.

Leschcziner wiedział, że sam z propozycją sprzedaży nie może iść do nowego, rzutkiego kupca. Musi poczekać, aż on do niego się zgłosi. Rozpuścił wici, że prawdopodobnie wyjedzie z Rybnika po podziale Górnego Śląska, na co się coraz bardziej zanosiło i czekał. Jednego dnia do sklepu wszedł Czesław Beyga wraz ze swoim wspólnikiem Władysławem Wajskim. Noah zaprosił ich do swego biura i zaproponował dobrą kawę od Aronadego oraz cygara. Beyga pogłaskał rudobrązowego owczarka, który usiadł obok gościa, kładąc głowę na jego kolanach. Leschcziner pomyślał, że skoro jego ukochany pies zaakceptował tego Polaka, to może jest on dobrym człowiekiem. Poza tym Noah, jako stary kupiec szanował tych, którzy są dobrzy w tym fachu. A takim się mu Czesław Beyga wydawał. Od razu też wyczuł, że Wajski jest temu Polakowi potrzebny tylko do tego interesu i prędzej czy później Beyga będzie prowadzić ten dom towarowy sam.

Doszli do wstępnego porozumienia. Wieczorem Anna odetchnęła z ulgą, że wreszcie Noah będzie mógł choć trochę odpocząć. Co prawda żal jej było tego miejsca, z którego mogła obserwować hotelowych gości w Świerklańcu, spacerujących rybniczan czy idących na mszę katolików. Gdy spakowała ze służącą swe ostatnie kryształy i srebrne puchary, spojrzała jeszcze na wielki piec kaflowy z orientalnym pejzażem. Eh, czemu się wtedy Noah uparł na tę Japonię? Może przez ten piec Maxa tak opętało na punkcie tego kraju?

Piec kaflowy z motywem japońskim. Zdj. Małgorzata Płoszaj
Wkrótce gazeta „Głos Górnego Śląska” poinformowała, że dnia 1 września 1922 r. nastąpi otwarcie „Pierwszej Górnośląskiej Hurtowni Manufaktury Beyga i Wajski” w Rybniku przy ul. Szerokiej, którą wnet przemianowano na Sobieskiego.

Noah Leschcziner do wybuchu wojny pomagał synowi Maxowi oraz córce Oldze prowadzić interesy w kamienicach na Rynku, przy ul. Sobieskiego 2 oraz na Placu Wolności. Jak potoczyły się ich dalsze losy, przeczytacie w mojej książce pt. „Piękni i młodzi. Opowieści o rybnickich Żydach”.

 

Pasjonatka historii
Małgorzata Płoszaj

Zobacz także

Amor omnia vincit… 1 maja 1939 Hans był w drodze z Rybnika do Palestyny. Majowych bzów swej Hels nie wręczył
Amor omnia vincit… 1 maja 1939 Hans był w drodze z Rybnika do Palestyny. Majowych bzów swej Hels nie wręczył

Amor omnia vincit… 1 maja 1939 Hans był w drodze z Rybnika do Palestyny. Majowych bzów swej Hels nie wręczył

Zanim spłonęła rybnicka Synagoga...
Zanim spłonęła rybnicka Synagoga...

Zanim spłonęła rybnicka Synagoga...

do góry