„Kto nie kopie, ten nie jeździ”, czyli jak powstawał Wiśniowiec
Wiśniowiec, który swoją nazwę zawdzięcza rosnącym tam niegdyś drzewom owocowym, to jedno z najbardziej rozpoznawalnych w Rybniku miejsc dla miłośników ekstremalnej jazdy. Ale nie zawsze było tam tak gwarno jak dziś… Przez dekady teren pozostawał niezagospodarowany. Zmieniło się to dopiero pod koniec lat 90., kiedy grupa nastolatków z Rybnika postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Bez planów i budżetów – za to z ogromną pasją i zapałem – własnoręcznie zbudowali tu pierwszy tor rowerowy.
W tamtym czasie młodzi rowerzyści trenowali, gdzie tylko się dało – najczęściej na schodach Teatru Ziemi Rybnickiej. Budowali prowizoryczne tory „na dziko”, które znikały równie szybko, jak się pojawiały – niszczone przez wandali lub rozbierane przez właścicieli działek. Często wyjeżdżali na rowerach aż do Wisły czy Szczyrku, marząc o własnym miejscu do jazdy – takim, w którym bez przeszkód mogliby rozwijać swoją pasję.
Nie wiadomo, kto pierwszy wpadł na pomysł, by zbudować tor właśnie na Wiśniowcu. Wiadomo natomiast, że grupa nastolatków z tym pomysłem zwróciła się do Józefa Skrzypca, ówczesnego radnego dzielnicy Północ. Ku ich zaskoczeniu radny nie tylko poparł inicjatywę, ale także wziął na siebie wszystkie formalności: przekonał urzędników i zdobył potrzebne zgody, mimo że temat toru nie wzbudzał w magistracie szczególnego zainteresowania. Gdy wszystko zostało formalnie zatwierdzone, młodzi mogli wreszcie działać legalnie. Wystarczyło tylko zacząć kopać. I tak też zrobili.
Kto nie kopie, ten nie jeździ
Z pożyczoną taczką, łopatami i grabiami zabrali się do pracy, kierując się mottem: „Kto nie kopie, ten nie jeździ”. Trudno dziś dokładnie ustalić, kto brał udział w budowie toru. Jedni przychodzili na chwilę, inni zostawali na dłużej. Wśród zaangażowanych pojawiali się m.in. Piotr „Frutis” Solarski, Adam Skupień, Bartek Kamiński, Tomasz Konopelski, Bartek Koch, Mateusz Klink, Paweł „Dzik” Dzieżok, Sławomir Kostro, Krzysztof Kruk i wielu, wielu innych. Bywało, że z pomocą przyjeżdżała nawet cała rodzina z Kędzierzyna-Koźla.
Pracowali, kiedy tylko mogli: po szkole, w weekendy, czasem nawet wagarując. By nie nosić codziennie ciężkich narzędzi, ukrywali je w krzakach, a te nieraz padały łupem złodziei. Starsi pokazywali młodszym, jak się kopie, formuje i utwardza nawierzchnię.
Pierwszy tor był skromny – miał zaledwie dwie hopki i kilka zakrętów – ale to właśnie wokół niego zaczęła formować się prężna rowerowa społeczność.
Od pierwszej hopki do profesjonalnego toru
Z czasem prosty tor na Wiśniowcu zaczął się rozrastać. Jego głównym projektantem został Piotr Solarski. Najpierw powstał tor typu dual, przeznaczony dla dwóch zawodników, na którym w czerwcu 2002 roku odbyły się pierwsze oficjalne zawody o Puchar Prezydenta Rybnika. Z tej okazji miasto przekazało budowniczym… nową taczkę.
Kiedy rybniczanie zaczęli startować w zawodach poza miastem i zobaczyli bardziej rozbudowane, wymagające trasy, podjęli decyzję o przebudowie toru na four cross, czyli trasę dla czterech zawodników. Na tym etapie same łopaty już nie wystarczyły, dlatego Józef Skrzypiec – który przez kolejne lata doglądał toru, wspierał młodych i zaangażował się również w budowę toru saneczkowego oraz skateparku na Wiśniowcu – zorganizował pomoc Rybnickich Służb Komunalnych.
RSK wielokrotnie włączało się w prace przy torze, zapewniając ciężki sprzęt do trudniejszych etapów rozbudowy. Tak było również w 2004 roku, gdy na wzniesienie przy ul. Gliwickiej wjechały koparki i fadromy. Ziemię przerzucały maszyny, ale wykończeniem – jak zawsze – zajmowali się rowerzyści.
Zawody na coraz wyższym poziomie
Wraz z rozwojem toru rosła też ranga zawodów organizowanych na Wiśniowcu. Z lokalnych imprez, takich jak „Rybnik Contest” czy „Rybnik Masters”, wyrosły one na wydarzenia o zasięgu ogólnopolskim. Rybnicki tor został przystankiem cyklu Heyah Superliga, a później stał się areną Mistrzostw Polski pod patronatem PZKol. Co istotne, wychowani na tutejszym torze rowerzyści nie tylko rywalizowali z profesjonalistami z całego kraju, ale sami zaczęli odnosić znaczące sukcesy, zdobywając liczne mistrzostwa i puchary Polski.
Choć każde zawody różniły się od poprzednich, ponieważ tor nieustannie ewoluował, ich duch pozostawał niezmienny. Wszystko powstawało dzięki ogromnemu zaangażowaniu lokalnej społeczności. Ktoś pożyczył agregat, ktoś inny nagłośnienie, jeszcze ktoś udostępnił garaż. Okoliczne sklepy rowerowe fundowały nagrody, a ratownicy medyczni bezpłatnie zabezpieczali zawody. Każdy dawał to, co mógł.
Kolejne pokolenie
Z czasem pierwsza ekipa budowniczych dorosła – część wyjechała, część założyła rodziny. Ich miejsce zajęli młodsi, m.in. Artur Nowakowski, Kamil Jakubiak, Bartosz Giemza, Krzysztof Magiera, Piotr Damec i Michał Kowol. Przejęli pałeczkę, zaczęli organizować własne zawody, a część z nich włączyła się również w projekt budżetu obywatelskiego, dzięki któremu w 2019 roku Wiśniowiec przeszedł kolejną metamorfozę. Powstała nowa trasa z przeszkodami inspirowanymi naturalnym górskim terenem. Rok temu dołączył do niej nowoczesny skatepark.
Patrząc na dzisiejszy tor rowerowy, trudno uwierzyć, że wszystko zaczęło się od prowizorycznych hopek i marzenia kilku nastolatków. Dla jednych to po prostu górka i kilka przeszkód, dla innych kawałek życia, przyjaźnie, pierwsze porażki i zwycięstwa.
To także dowód na to, że kiedy młodym da się przestrzeń i trochę zaufania, potrafią zdziałać więcej niż niejedna instytucja z wielkim budżetem. Wystarczy iskra, której siła potrafi przekształcić zapomniany teren w miejsce, które na stałe wrosło w krajobraz miasta.
