Żelazne gody Urszuli i Wilhelma Olesiów
2 października 1960 roku w Starym Kościele Matki Bożej Bolesnej w centrum Rybnika odbył się ślub Urszuli Kleczki i Wilhelma Olesia. Pewnie wtedy o tym nie myśleli, a już na pewno nie przypuszczali, że 65-lat później przyjdzie im świętować piękny małżeński jubileusz, nazywany żelaznymi godami.

Wilhelm pochodzi z Zamysłowa, ale w roku 1945, po zakończeniu wojny, jego rodzina przeprowadziła się do samego centrum Rybnika, na ul. Zamkową, do jednego z budynków należących do rybnickiego browaru, w którym pracowali jego rodzice. Tata obsługiwał browarnianą kotłownię, a mama, piwowarka pracowała przy warzeniu piwa. Urszula z kolei mieszkała przy ul. Rudzkiej (dzisiejsza dzielnica Północ). Z widzenia, jako, że należeli do tej samej najstarszej rybnickiej parafiii, znali się z kościoła, ale na dobre poznali się za sprawą znanego rybnickiego chóru Seraf. Urszula śpiewała w nim razem z tatą, bratem i bratową. Chórzystką była też siostra Wilhelma Irena. Za jej pośrednictwem młodzian otrzymał zaproszenie na zabawę karnawałową. Takie były początki, tej dobrze rokującej na przyszłość znajomości. Wilhelm miał trzy siostry, a Urszula trzech braci.
- Rok wcześniej moja siostra Irena wyszła za brata Urszuli Stefana, więc ja się tylko zrewanżowałem. Żona była najmłodsza z czwórki rodzeństwa, a ja najstarszy. Do ślubu jechaliśmy Warszawą, a naszych weselnych gości wiózł autobus kopalni Chwałowice marki fiat – wspomina Wilhelm Oleś.
- Ślub cywilny w budynku urzędu miasta przy ul. Chrobrego mieliśmy dzień wcześniej, 1 października. Kierowca, który nas wiózł dwa razy objechał rynek, żebym się jeszcze dobrze zastanowiła – mówi z uśmiechem Urszula Oleś. Ona miała wtedy 20 lat, on – 25.
Po ślubie nowożeńcy zamieszkali w domu rodzinnym Urszuli, który jej rodzice zbudowali przy ul. Rudzkiej (dzielnica Północ) i mieszkają w nim do dzisiaj.
Urszula pracowała jako główna księgowa w rybnickim oddziale Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Prasa-Książka-Ruch”, a Wilhelm był górnikiem kopalni Chwałowice. W marcu 1952 roku skończył 17 lat, a 2 maja tego samego roku zjechał na swoją pierwszą podziemną szychtę. Do samej emerytury, przez 33 lata pracował w dziale maszynowym; najpierw przez 20 lat jako ślusarz, a przez 13 kolejnych w tzw. dozorze. Przez 20 lat był też w razie potrzeby ratownikiem górniczym.
Urszula i Wilhelm wychowali trzy córki. W 1961 roku urodziła się Gabriela, W 1962 Joanna, a w 1970 Barbara. Dzisiaj pociech mają znacznie więcej, bo to jeszcze 7 wnucząt i 9 prawnucząt. Najmłodsza ich wnuczka 23-letnia Izabela mieszka w Rydułtowach, a najstarsza prawnuczka – 13-letnia Emilia w Wielkiej Brytanii. To córka ich najstarszego wnuka Marka, który w grudniu będzie tam obchodził swoje 40-urodziny. Najmłodsze prawnuki to 3-letni Leon i 2-letni Franciszek.

Wczoraj pogodnych jubilatów, będących w dobrej kondycji, odwiedził wiceprezydent Wojciech Kiljańczyk, który oprócz kosza z łakociami przekazał im też życzenia od prezydenta Rybnika Piotra Kuczery i mieszkańców. W czasie rozmowy małżonkowie wspominali m.in. swój ślub, rodzinne wyjazdy na wakacje oraz drgający ich dom w czasach, gdy nawierzchnia ul. Rudzkiej nie była tak równa jak dzisiaj. Urszula opowiedziała też o swoim ojcu Antonim, który był kolejarzem, ale dzięki gruntownemu wykształceniu, które otrzymał, w niemieckiej jeszcze, szkole kolejarskiej, umiał też naprawiać zegarki, co stało się jego dodatkowym zajęciem. By mógł dorabiać malutkie tryby i tulejki zięć Wilhelm skonstruował dla niego małą tokarkę.
O zacnych jubilatów dbają na co dzień, mieszkająca z nimi córka Barbara i jej mąż Krzysztof. Co ważne oboje są zapalonymi biegaczami.

- Cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość – odpowiada Urszula Oleś, gdy pytamy o receptę na tak trwałe małżeństwo.
