Negai Kirameki, Blask Nadziei
– Cosplay wymaga czasu, pracy i pieniędzy. Poza tym warto, choć na chwilę, stać się kimś innym... – mówi Klaudia Dębiec, studentka fotografii i multimediów w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Poznajcie 24-letnią rybniczankę, wolontariuszkę, bywalczynię festiwali muzycznych, ale przede wszystkim pasjonatkę fotografii cosplayowej. Poznajcie Negai Kirameki.
Zaczęło się od cosplayu. Dla jednych to przebieranki, dla innych pasja związana z tworzeniem strojów i wcielaniem się w postaci z filmów, animacji, gier komputerowych czy komiksów. - Byłam w ostatniej klasie podstawówki, kiedy przypadkowo zobaczyłam serial anime i szybko weszłam w ten fandom (społeczność fanów anime i mangi - przyp. red.). Wtedy jeszcze cosplay był niszowym zjawiskiem i nie wszyscy przychylnie na niego patrzyli - wspomina Klaudia, która też tworzyła stroje i wcielała się w fikcyjne postaci.
Twierdzi, że pomimo, a może właśnie dzięki swej odmienności cosplay może fascynować. - Fabuły, kolory i animacje są tak różne od tego, co znamy z naszej kultury, że często budzą ciekawość. Cosplay wymaga czasu, pracy i pieniędzy. Poza tym warto, choć na chwilę, stać się kimś innym... - wyjaśnia Klaudia, dla wtajemniczonych Negai Kirameki. - W świecie cosplayu każdy ma jakiś pseudonim. Znalazłam więc odpowiedni dla siebie - z japońskiego to oznacza Blask Nadziei. Jestem pozytywną osobą - tłumaczy.
Sesja z Anią z Zielonego Wzgórza
Zaczęło się od pasji brata. - Był tak zafascynowany każdym fotografowanym obiektem, że zaczęłam patrzyć tak jak on i tam gdzie on - opowiada Klaudia Dębiec. Brat poszedł w kierunku innych pasji, ona połknęła bakcyla. Aparat zabierała też na konwenty fanów. Zdjęcia się spodobały, więc przebieranie się odstawiła na drugi plan.
- Zajęłam się fotografią cosplayową, bo dawało mi to większą satysfakcję. Nadal jeżdżę na konwenty, gdzie otaczają mnie niezwykle inspirujący ludzie. Z niektórymi łączą mnie wieloletnie znajomości - mówi. W niszowej fotografii cosplayowej Klaudia już odnosi sukcesy - właśnie zdobyła czwarte miejsce na międzynarodowym festiwalu fotografii cosplayowej w Szwajcarii. - W przypadku cosplayu ważna jest konkretna postać, która ma określony wygląd. Trzeba ją odpowiednio pokazać, zwracając przy tym uwagę na każdy detal. Robię też wiele sesji stylizowanych - mam pomysł na makijaż, a modelka dobiera do tego strój. Współpracowałam również z projektantkami sukienek, więc każda sesja jest inna - mówi.
Najbardziej widowiskowe są oczywiście te cosplayowe. Wyobraźcie sobie nietypowo ubrane postacie z rogami, szpiczastymi uszami, w kolorowych perukach w centrum miasta. - Najciekawsze są zawsze reakcje ludzi, którzy nas mijają. Pamiętam też, jak na początku reagowali moi dziadkowie, gdy przyjeżdżali do mnie cosplayerzy, a dziś nawet sąsiedzi przyzwyczaili się do niecodziennie wyglądających osób wychodzących z mojego domu - opowiada.
Przy obróbce zdjęć zdarza się jej dodawać różne elementy, np. ognie czy smoki, ale trzyma się pewnych zasad. - Czasem fotografowane osoby chcą się pozbyć faktury skóry, by jak najbardziej upodobnić się do nierealistycznych postaci, ale zawsze staram się pokazać, że to jednak człowiek, bo w pewnym momencie to już nie będzie zdjęcie, a grafika - mówi. Robi też sesje gotyckie, mroczne w klimacie, ale i sielskie, inspirowane choćby „Anią z Zielonego Wzgórza”. Fotografowała już w opuszczonym szpitalu i lokomotywowni, ale też w pałacowych wnętrzach czy w lesie, towarzysząc fanom gier terenowych.
- Czasem lubię znaleźć się po drugiej stronie. Autoportrety to forma samoakceptacji - mówi rybniczanka, której zdarzyła się też niecodzienna sesja w rzece, pod koniec kwietnia. - Miejsce było wyjątkowe, więc odważyłam się wejść do zimnej wody - opowiada Klaudia, która co roku jeździ też na Woodstock-Pol’and’Rock, bo plenerowe koncerty to jej kolejna pasja.
Hermiona w szafie, oko na drzewie
Zaczęło się od pomysłu. - Razem z przyjaciółmi stworzyliśmy „Piracką załogę” i jesteśmy piratami na różnych festiwalach i imprezach. Nie można tego nazwać cosplayem, ale przebieramy się i sprawia nam to sporą radość - mówi Klaudia, wolontariuszka fundacji DKMS - dawców szpiku, rybnickiego PulsMedu budującego hospicjum oraz WOŚP-u. - Kwestując w takich strojach, rzucamy się w oczy, a dzieci mają wiele frajdy - opowiada Klaudia. Mówi, że wolontariat ją napędza, więc chętnie poświęca mu swój wolny czas.
Nie wyklucza też, że jeszcze wróci do cosplayu. - Wciąż mam strój Hermiony, do której bywam porównywana, również ze względu na bardzo dla mnie ważną naukę - od siedmiu lat mam stypendia naukowe. A szatę Gryffindoru z „Harry’ego Pottera” dostałam od przyjaciół - mówi.
Kiedy dla większości z nas pandemia była przeszkodą, dla niej okazją do przygotowania pracy licencjackiej: „Paralele. Człowiek jako integralna część natury w zapisie fotograficznym”. - Mieszkam w Boguszowicach Starych, w pobliżu lasów i pól, mogłam więc bez przeszkód szukać tam inspiracji, fotografować, przyglądać się przyrodzie i znajdować analogie z ludźmi. To był wyciszający temat, który w pandemii miał wprost terapeutyczne działanie - opowiada o pracy, w której zestawiła elementy ludzkiego ciała z formami natury - rzęsy z gałązką cisu, przedziałek z usłojeniem liścia, zmarszczki z fakturą gleby. Stworzyła ok. 100 takich fotograficznych par, do pracy dyplomowej wybrała 12, a na wystawę w Halo! Rybnik - 16.
- Jesteśmy nierozerwalnie połączeni z naturą, tworzymy integralną całość - mówi o zamyśle pracy. Najbardziej zadowolona jest z zestawienia oka i drzewa. - Kiedy gałęzie odpadają, na przykład po uderzeniu pioruna, rany zabliźniając się tworzą na korze kształty przypominające ludzkie oczy - wyjaśnia i dodaje. - To właśnie one od zawsze przykuwają moją uwagę. Oczy mówią o nas najwięcej, często nawet to, czego nie chcemy powiedzieć. Dlatego tak mnie fascynują i są częstym tematem moich prac. Słyszy się też, że aparat jest jak trzecie oko fotografa.
Coś w tym jest... Oko pojawia się też w jej autorskim logo, a nawet w biżuterii, którą nosi.
Sabina Horzela-Piskula