Marek Żyła: Lalka mnie słucha, zazwyczaj…
Nie spóźniają się, nie chorują i nie mają problemów ze zrobieniem na scenie kilku szpagatów z rzędu - marionetki i kukiełki są aktorami wyjątkowymi. - Lalki rządzą! - mówi Marek Żyła, autor trzech familijnych i pełnych humoru lalkowych premier. Pierwsi widzowie obejrzeli już „W siano południe”, a przed nami „Łapacze smoków” i spektakl o naukowcach-superbohaterach.
- To tajemniczy świat trolli, elfów i smoków, ale w krzywym zwierciadle - mówi Marek Żyła o spektaklu „Łapacze smoków”, który pokaże 30 września (17.00) i 1 października (15.00) w Domu Kultury w Chwałowicach.
Tym razem rybniczanin i jego autorski teatr lalek przeniosą nas do krainy fantasy, inspirowanej nieco stylistyką japońską.
- Znamy różne postaci smoków, choćby z legendy o Smoku Wawelskim, z bajek czy filmów, m.in. „Jak oswoić smoka”. Miałem więc w głowie pewien obraz smoka, ale zwykle pracując nad spektaklem szukam różnych odniesień do tematu, również w innych kulturach. Jest świetna animowana bajka „Łowcy smoków”, ale także japońska manga pod tym samym tytułem i anime, która powstała na jej podstawie. One również okazały się inspirujące, podobnie jak gry komputerowe. A same smoki często nie są ani dobre, ani złe - mówi.
Za to trudno je złapać i trzeba uważać, by samemu nie zostać złapanym. Żyła opisuje, że „Łapacze smoków” to spektakl, w którym śmiech miesza się z odwagą, legendy z rzeczywistością, a… zupy nigdy się nie miesza.
- „Doprawianie” spektaklu czasem kończy się tym, że przekombinuję, czyli przesolę - śmieje się Marek Żyła, ale ma ten komfort, że pracując solo, nie musi konsultować zmian z całym zespołem.
- Kiedy nagle wpada mi do głowy nowy pomysł albo chcę coś zmienić, bo widz czegoś nie zrozumiał i zareagował inaczej, niż się spodziewałem - nie muszę tego ustalać z zespołem, a lalka mnie słucha; zazwyczaj… - mówi z uśmiechem były kabareciarz.
W „Łapaczach smoków” lalki wzorowane są na mapetach, a muzykę skomponowała wiolonczelistka Dominika Kierpiec-Kontny. W teatrze Żyły istotna jest też scenografia - scena nie może być pusta, ale nadmiar dekoracji oznacza kłopot z ich pakowaniem, przewożeniem i magazynowaniem. - Im więcej na scenie, tym mniej miejsca dla wyobraźni, ale scena nie może być pusta. Wprawdzie las można pokazać dźwiękiem czy zielonym światłem, ale czasem muzyka i kolor nie wystarczają - opowiada.
W siano południe
- Jest Dziki Zachód, są Indianie, szeryf, miasteczko, a w nim saloon, ale nie zdradzę, co się w nim dzieje. Są osadnicy, poszukiwacze złota i bang, bo osadnicy nie znali ortografii, i jak w każdym szanującym się westernie pojawia się też ten charakterystyczny uschnięty okrągły krzak, toczący się po pustkowiu - opowiada Marek Żyła o plenerowym spektaklu „W siano południe”, który miał swoją premierę w sierpniu w Brwinowie.
Rybniczanin pokazał go również na Festiwalu Objazdowych Teatrów Lalkowych Młodego Widza „Fotel”. Na rybnicką premierę małe, wykonane przez rybniczanina lalki poczekają do kolejnego lata.
- Najtrudniej jest skonstruować lalkę tak, by dała radę zrobić to, co chcę. Inaczej jest w przypadku pacynki nakładanej na rękę, inaczej w lalce bunraku, a jeszcze inaczej w lalce brzuchomówcy. W „W siano południe” lalki miały być lekkie i łatwo sterowalne, ale zależało mi też na naturalnych ruchach, więc wykorzystałem skórzane elementy. Lalki w „Łapaczach smoków” są większe i nie mogą być za ciężkie. Trzeba więc popracować nad środkiem ciężkości, użyć odpowiednich gąbek i pianek - opowiada Marek Żyła.
Mówi, że od dziecka uwielbia kowbojów i Indian. - Mam już pomysły na kilka krótkich westernowych filmów z lalkami - dodaje.
Skłodowska niczym Wonder Woman
- To będzie spektakl o naukowcach, m.in. o Marii Skłodowskiej-Curie, Mikołaju Koperniku, Ignacym Łukasiewiczu. Jest sporo książek i filmów przybliżających ich biografie, więc nie chcę tego robić w spektaklu. Chcę za to pokazać ich jako superbohaterów o wyjątkowych mocach, wyjść od tego, czym się zajmowali, a całość utrzymać w XIX-wiecznym, nieco staempunkowym klimacie, jak w filmie „Liga niezwykłych dżentelmenów” - opowiada Marek Żyła o swojej ostatniej tegorocznej premierze, zaplanowanej nietypowo, bo w rybnickiej filii Politechniki Śląskiej podczas październikowej Nocy Naukowców.
Rybniczanin przekonuje, że w ostatnim czasie rośnie zainteresowanie światem nauki, a polscy naukowcy są w modzie, jest więc zapotrzebowanie na takie spektakle. Żyła zamierza wystąpić z nim podczas przyszłorocznej Industriady i zdradza, że w spektaklu pojawi się też… łódź podwodna.
Trzy premiery w trzy miesiące to nie lada wyzwanie, ale dla rybniczanina również powód do radości.
- Cieszą mnie wszystkie trzy spektakle. Każdy ma inną formę narracji, ale każdy opiera się na dowcipie i parodii. W „W siano południe” lalki są małe, ale dużo się dzieje, w smokach mamy baśniowe klimaty, a trzeci spektakl nie powstałby, gdyby nie propozycja uczelni technicznej - mówi Marek Żyła i zaprasza do teatralnego świata swoich lalek. Wiadomo, lalki rządzą!
