Strona główna/Aktualności/Kultura i rozrywka/Katarzyna Kruk: Warto być uważnym

Katarzyna Kruk: Warto być uważnym

20.09.2023 Kultura i rozrywka

Mówi o nich „moje łobuzy”. - Jacy oni są? Niektórzy cwaniakują i próbują wykorzystać każdą sytuację, inni od początku są otwarci, zaangażowani - mówi Katarzyna Kruk o podopiecznych Zakładu Poprawczego i Schroniska dla Nieletnich w Raciborzu, których fotografowała w czasie dwóch poprzednich lat. Efekty jej pracy można oglądać w rybnickiej bibliotece na wystawie „Wewnątrz”. Wcześniej rybniczanka robiła zdjęcia więźniom odsiadującym najsurowsze wyroki, teraz spotyka się z mieszkańcami schroniska dla bezdomnych.

Katarzyna Kruk. Zdj. Mariusz Śmiejek

Co pcha ją w takie miejsca?

- Może ludzkie historie? Może ciekawość miejsc, do których niewiele osób ma dostęp? To, że mogę poświęcić im swój czas? A może to, że odkąd pamiętam, miałam kontakt z ludźmi „na krawędzi” - moja mama była nauczycielką i jednocześnie kuratorką społeczną, a tata pracował w policji, jest psychologiem i terapeutą. Każde takie spotkanie uczy większej uważności na drugiego człowieka, ale też innego spojrzenia na siebie, na to, jak postrzegamy i reagujemy na innych… Warto być uważnym - mówi Katarzyna Kruk.

Fotografuje od dziecka. - Tata miał ciemnię i był moim pierwszym nauczycielem - wspomina. Marzyła o liceum plastycznym, ale wybrała ekonomik. Skończyła prawo pracy i dziś jest dyrektorem w firmie budowalnej, ale do swojego CV może też dorzucić: fotograf dokumentalny i portrecista.

Na familokach w Paruszowcu

Mówi, że teraz robi to, czego nie zrobiła jako nastolatka. - Po wielu latach w końcu trafiłam na wymarzoną artystyczną uczelnię - mówi o studiach w Instytucie Twórczej Fotografii w Opawie. Przyznaje, że gdyby nie twórcy śląskiego Związku Polskich Artystów Fotografików: Krzysztof Gołuch, Arkadiusz Gola czy Michał Szalast, którzy namówili ją na konsultacje w Opawie, pewnie nadal fotografowałaby „do szuflady”.

- Pojechałam i pokazałam zdjęcia, które zrobiłam mieszkańcom Paruszowca i długowyrokowcom z Zakładu Karnego we Wrocławiu. Spodobały się - przyznaje.

Pokazywała je również na Rybnickim Festiwalu Fotografii i kilku innych festiwalach, wystawach, konkursach; z sukcesami. A zaczęła od dokumentowania życia codziennego mieszkańców „starego” Paruszowca, dzielnicy, w której mieszka. - Zwykle słyszałam: „A z jakiej pani jest gazety?”. Trudno było im zrozumieć, że robię to dla siebie, za własne pieniądze i niczego za to nie chcę - opowiada z uśmiechem. Bohaterów swoich zdjęć wybierała przypadkowo i fotografowała w różnych miejscach i sytuacjach.

- Pijemy herbatę i rozmawiamy, przynoszę im zdjęcia z poprzednich wizyt. Oni się otwierają, ufają mi - nie wchodzę z butami w ich życie, poświęcam im czas i często do nich wracam. Niektórzy stali mi się wyjątkowo bliscy, żartuję nawet, że moja córka zyskała w ten sposób przyszywanych babcię i dziadka. Fotografowałam, a ona, wtedy kilkulatka, biegała między familokami i nimi, karmiła gołębie - opowiada rybniczanka.

Autoportret

Przyznaje jednak, że otwartość na innych ma też swoją cenę.

- Wchodzę w relację z ludźmi całą sobą. Chętnie poznaję ich historie, ale jestem też wyjątkowym „wrażliwcem” i niestety często zbytnio się angażuję. Muszę walczyć z emocjami - mówi szczerze.

Szczególnie obciążające były historie zza krat.

Za murami więzienia

Mówi, że zrządził przypadek. - Zaczęło się od teatru więziennego. Moja przyjaciółka, która jest wychowawczynią w zakładzie i przygotowywała długowyrokowców do przedstawień, zaproponowała mi sfotografowanie prób i samego spektaklu - wspomina rybniczanka. Potem, co jakiś czas, wracała do Zakładu Karnego we Wrocławiu, gdzie spędzała godziny z mężczyznami skazanymi na dożywocie i 25 lat więzienia. O dziwo, nie bała się spotkań i rozmów z nimi.

- Kobiety z zewnątrz raczej nie mają tam wstępu, więc na początku dostałam cenne wskazówki: nie zakładaj sukienki, zwiąż włosy i nie perfumuj się. Jednak pomimo tego dwukrotnie zdarzyły się sytuacje podczas wizyty na bloku półotwartym, kiedy poczułam się naprawdę niekomfortowo, choć byłam tam również z wychowawcą - wspomina.

Projekt przerwała pandemia. - I chyba dobrze się stało, bo czułam się już za bardzo psychicznie obciążona tymi historiami i wątpliwościami o słuszność zasądzonych wyroków. Mocno się zaangażowałam, co z jednej strony pozwoliło mi wejść do świata osadzonych, a z drugiej - dostałam rykoszetem. Emocjonalnie to było dla mnie za dużo - przyznaje rybniczanka. Gdy na FB Fundacji Elektrowni Rybnik przeczytała o podopiecznych zakładu poprawczego w Raciborzu, postanowiła zadzwonić.

- W ten sposób mogłam kontynuować współpracę z osobami wykluczonymi społecznie. W więzieniu na Kleczkowskiej widziałam skazanych na najcięższe wyroki, teraz mogłam zobaczyć, jak to jest na początku tej drogi - tłumaczy.

Za murami poprawczaka

Mówi, że wewnątrz czuje się ich tęsknotę. - Do rodziny i bliskich, choć oczywiście wychowankowie mają widzenia i przepustki - opowiada.

Wewnątrz czuje się ich tęsknotę. Zdj. Katarzyna Kruk

Towarzyszyła im z aparatem w sumie przez kilka miesięcy. - Miałam wolną rękę: jeździłam do szkoły, na zajęcia praktyczne, do internatu… - dodaje. Fotografowała, jak grają w piłkę, pracują, ćwiczą na siłowni, spotykają się z bliskimi. - Przyzwyczaili się do mojej obecności i po jakimś czasie przestali mnie zauważać. I o to chodziło - mówi. Wiedzieli, że nie przyjechała szukać sensacji.
- To jedno z moich ulubionych zdjęć - mówi o fotografii przedstawiającej stos starych rowerów. Podopieczni poprawczaka remontują je i przekazują małym Ukraińcom. - A to zdjęcie zrobiłam w trakcie czyszczenia akwarium, kiedy rybki tymczasowo trafiły do słoika - mówi o kolejnym ulubionym zdjęciu, które poniekąd odzwierciedla sytuację podopiecznych poprawczaka.

To jedno z ulubionych zdjęć rybniczanki. Zdj. Katarzyna Kruk

Katarzyna Kruk nie pytała za co siedzą, to było drugorzędne. - Niektórzy nie chcą o tym rozmawiać, inni sami się zwierzają, kiedy nabiorą zaufania - mówi. A zwykle trafiają tam za kradzieże, rozboje, narkotyki, przemoc…

- Część wychodzi i nie wraca, część wychodzi i trafia do więzienia, a część wychodzi i niestety… Kiedy wróciłam tam po kilku miesiącach, okazało się, że jeden z chłopaków, którego fotografowałam, już nie żyje - mówi wzruszona.

Czasami robiła tylko kilka zdjęć, bo większość czasu przegadała. - O telefonie od mamy rozżalonej tym, że nie ma pieniędzy na dragi, i o synu, który już jako 6-latek miał dostęp do narkotyków, bo odkąd pamięta, mama zawsze brała. Jaki zatem miał realny wpływ na swoje życie? - zastanawia się rybniczanka.

Mówi, że podopieczni raciborskiego poprawczaka są różni - jedni cwaniakują, by ugrać coś dla siebie i wykorzystać każdą sytuację, inni naprawdę się angażują, są wrażliwi.

- Wyciągają lekcję, próbują zrobić coś dobrego, włączają się w akcje prowadzone przez ich wychowawców: budują domki dla ptaków i jeży, hotele dla owadów oraz strzygą i czeszą bezdomnych, a zawodu uczą się w swojej pracowni fryzjersko-barberskiej. Mają plany i pomysły na siebie i swoje życie. Niektórzy piszą teksty i muzykę, rapują - opowiada.

Oddają też krew, uczą pierwszej pomocy przedmedycznej, porządkują cmentarze… Nic dziwnego, że zostali Grupą Wolontariacką Roku 2022 w konkursie CRIS-u i rybnickiego Oligosu.

Jak młodzi z młodymi

Mówi, że są niewiele starsi od jej córki.

- Czasami to kwestia przypadku - ktoś znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Nie ma reguły, nieważne, czy ktoś pochodzi z tzw. dobrego domu, czy rodzina jest zamożna i wykształcona. Sami pamiętamy pewnie bezmyślne zdarzenia z młodości, które skończyły się dobrze, choć przecież nie musiały - mówi.

- Czasami to kwestia przypadku - ktoś znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie - mówi Katarzyna Kruk. Dlatego nie ocenia. Zdj. Katarzyna Kruk

Dlatego nie ocenia. Dlatego też zależy jej na tym, by wychowankowie poprawczaka spotykali się z młodzieżą.

- Tu nie chodzi o sensację, której bardzo chcę uniknąć. Rzecz w tym, by ich posłuchać i porozmawiać, bo to cenniejsze od szkolnej pogadanki z policjantem. Takie spotkania uczą też otwartości, tego, by nie stygmatyzować, ale też nie wybielać, bo oczywiście to nie są aniołki i za coś przecież siedzą. Każdemu jednak trzeba dać szansę. A może nasze wspólne działania i ich zaangażowanie sprawią, że chociaż kilkorgu z nich będzie nieco łatwiej wrócić do normalności - mówi.

Chciała, żeby wychowankowie sami zabawili się w fotografów i postarała się o to, by na wyjazd w Bieszczady dostali aparaty analogowe i filmy.
I około 30 ich prac można oglądać na wystawie w bibliotece. Spotkanie autorskie, w którym wezmą również udział, odbędzie się 21 września o 18.00.

Jedno ze zdjęć podopiecznych poprawczaka.

- Ponownie planujemy też cykl spotkań podopiecznych poprawczaka z młodzieżą rybnickich szkół. Młodzi ludzie są ciekawi, jak jest tam wewnątrz… - dodaje rybniczanka. Pewnie nie tylko oni. 

- Na wystawie praktycznie nie ma zdjęć zza krat, celowo. Zależało mi na tym, by pokazać tych chłopaków, ich codzienność i ich emocje. Właśnie tam, właśnie w tym konkretnym momencie ich życia - mówi Katarzyna Kruk.

"Wewnątrz", czyli...

13 zdjęć

Rybnicka fotografka i portrecistka Katarzyna Kruk sfotografowała podopiecznych Zakładu Poprawczego i Schroniska dla Nieletnich w Raciborzu. Efekty jej pracy można oglądać na wystawie „Wewnątrz”, na której znalazły się również zdjęcia autorstwa podopiecznych placówki. 

{MAKRO:BANERY:INDEX:f}
Dziennikarz
Sabina Horzela-Piskula

Zobacz także

Rybnicka Rada Kobiet z tytułem Wolontariusza Roku 2022
Rybnicka Rada Kobiet z tytułem Wolontariusza Roku 2022

Rybnicka Rada Kobiet z tytułem Wolontariusza Roku 2022

do góry