Rybniczanie - bogaci, biedni, niezapomniani
Chcielibyście ich poznać? Jegomościa ze zdjęcia w drogim płaszczu z futrzanym kołnierzem, najbogatszego ówcześnie rybniczanina. Albo jego tajemniczego syna, który wymykał się z domu tajnymi przejściami? Ten pierwszy to Hermann Müller, właściciel browaru i wielu nieruchomości, drugi – Zygfryd, bogacz i dziwak. A może wolicie tego, który zarządzał browarniczym biznesem po jego śmierci? – Umówiłabym się z nim na piwo – lubię piwo i charakternych ludzi – mówi z uśmiechem Małgorzata Płoszaj o tym trzecim – Maksie Richterze. Już nie musicie wybierać – poznacie ich wszystkich dzięki rybniczance, która w swojej drugiej książce „Bogaci i biedni. Opowieści o rybnickich Żydach”, opowiada nam o kolejnych rybniczanach: tych majętnych – potentatach i darczyńcach oraz tych ubogich – szewcach i drobnych handlarzach.
I z nimi właśnie miała najwięcej kłopotów, bo po bogatych zostało sporo śladów, po biednych tylko nazwiska.
– Bogaci zostawili kamienice, dokumenty, reklamy i życzenia w ówczesnej prasie, pamiątki i potomków, bo mieli szansę uciec i przeżyć. Po biednych, najczęściej polskich Żydach, którzy przyjechali do Rybnika w okresie międzywojennym, nie zostało nic. Wynajmowali niewielkie warsztaty, bo nie mieli swoich kamienic, na reklamy nie było ich stać i ginęli całymi rodzinami, miałam więc ogromny problem, by czegoś się o nich dowiedzieć. Chciałam nawet zrobić z nich bohatera zbiorowego, ale nie mogłam – każdy z nich miał przecież żonę, matkę, brata, dzieci, kogoś, kogo kochał. Miał imię i nazwisko. Był… – opowiada Małgorzata Płoszaj.

Dzięki swojej determinacji i detektywistycznej pracy dziś wie już o nich znacznie więcej. Pomógł jej nieoceniony Jay Kuperman, jedyny Żyd mieszkający przed wojną w Rybniku, którego poznała w 2009 roku, kiedy przyleciał z USA. Przez lata pytała go o dawnych rybniczan, a on opowiadał.
„B” JAK BIEDNI
– Miał niesamowitą pamięć – mówi Małgosia o Jayu (Jakubie) Kupermanie, którego historia otwiera jej nową książkę „Bogaci i biedni”. Jego ojciec był drobnym handlarzem – komiwojażerem, matka miała niewielki warsztat krawiecki. Z całej rodziny, która mieszkała w Rybniku do końca sierpnia 1939, ocalał tylko Jay.
– Był mi bardzo bliski, traktowałam go jak swojego dziadka. Często rozmawialiśmy przez telefon, odpowiadał na moje maile. Nazwałam go „encyklopedią przedwojennego żydowskiego Rybnika”. To on pamiętał szewca z ul. Reja, ale nie znał jego nazwiska – opowiada Małgosia.
Ten szewc to Abram Weissmann, a jego historię poznamy w ostatnim rozdziale książki, tym, którego miało już nie być. – Ale napisał do mnie rybniczanin, pan Jacek, pytając o żydowskiego szewca z Reja, u którego przed wojną terminował jego dziadek Alojzy, późniejszy mistrz szewski. Niewiele o nim wiedziałam, ale postanowiłam poszukać, bo w pamięci rodziny pana Jacka, ten Żyd był porządnym człowiekiem. Nauczył Alojzego fachu, a pan Alojzy swojego wnuczka Jacka szacunku do Żydów – mówi Małgosia o bohaterze ostatniego rozdziału. Poznamy w nim również innego Żyda o nazwisku Weissmann, handlarza artykułami sanitarnymi. Bogatego, ale nie tak, jak Zygfryd, ostatni z Müllerów, właścicieli rybnickiego browaru.

„B” JAK BROWARNICY
Zygfryd, introwertyk i dziwak, a może i gej, który zmarł w 1934 roku, był najbogatszym rybnickim Żydem, a pewnie i rybniczaninem. Ten majątek wypracował on, jego ojciec Hermann i dziadek Jacob, założyciel rybnickiego browaru.
– Pewnie nie byłoby tej książki, gdyby nie rybnicki Focus, jego kampania #Rybniczanie i chęć przypomnienia browarniczej historii Rybnika. Zaproszono mnie wówczas do poprowadzenia spaceru szlakiem rybnickich browarów, na który przyszło ponad 90 osób, w tym wielu powojennych pracowników browaru. Zrozumiałam wtedy, że oni czują się pomijani, inaczej niż choćby dawni pracownicy Huty Silesia czy Ryfamy, a przecież był to ważny zakład pracy w centrum miasta. Wtedy też dotarło do mnie, że współcześni rybniczanie nie wiedzą, że w Rybniku były aż trzy browary – opowiada Małgosia.

Dzięki projektowi Focusa dotarła do byłych pracowników ostatniego rybnickiego browaru, i zostało jej sporo materiałów zebranych przy okazji spaceru, żal, by się zmarnowały. – No i rozpoczęła się jesień, ze swoimi długimi wieczorami – dodaje Małgosia. Mogła oglądać seriale, na szczęście wolała pisać. Dokładnie tak samo zrobiła wcześniej – trzy lata temu Rybnik poznał „Pięknych i młodych”, 17 października pozna „Bogatych i biednych”.
„B” JAK BOGACI
Musiała o nim napisać. Obok Hermanna Müllera i Juliusa Haasego w trójce najbardziej zasłużonych dla naszego miasta rybniczan był też fabrykant Abraham Prager, właściciel farbiarni przy dzisiejszej ul. Hallera.
– Przy okazji pisania o nim, wieloletnim radnym, inicjatorze powstania straży pożarnej, członku rybnickiego towarzystwa upiększania miasta, darczyńcy i fundatorze stypendiów dla dziewczyn, dotarłam do map z 1904 roku, na podstawie których ustaliłam, że na terenie dawnej fabryki modrych druków Pragera dziś znajduje się galeria Rzeczna. I wtedy stało się coś metafizycznego… – mówi Małgosia.
Przy okazji prac prowadzonych obok Galerii Sztuki „Rzeczna” odkryto fragment ceglanej posadzki jednego z XIX-wiecznych budynków dawnej fabryki modrych druków.
– Nigdzie nie mogłam znaleźć zdjęć tej fabryki, ale jakimś dziwnym zrządzeniem losu trafiłam na stronę Muzeum Żydowskiego w Sydney, gdzie znalazłam zdjęcie fabryki Pragera, podarowane z wieloma dokumentami przez potomka ostatniego ze współwłaścicieli tej fabryki. Zezwolono mi na jego publikację, ale co najważniejsze udało się zachować posadzkę w powstającym obok galerii parku, w którym odsłonięta zostanie rzeźba Adolfa Ryszki. I ma się nazywać „Brakujący fragment czasoprzestrzeni”. To przecież jest ten fragment! – mówi podekscytowana.
NIEZAPOMNIANI…
Z równą ekscytacją opowiada o innych bohaterach swojej nowej książki – Rudolfie Straussie, właścicielu garbarni, który pewnie też chodził po tej posadzce, bo władał popragerowym majątkiem, postaci niejednoznacznej, bogatej i biednej zarazem, jak mówi Małgosia, którą jednak darzy sympatią. Podobnie jak charakternego budowlańca Maksa Richtera, przedwojennego zarządcę browaru.

Było jeszcze dwóch Schlesingerów, konfekcyjna szajka czy zdziesiątkowana przez Holokaust rodzina Kornblumów… Było, ale dzięki Małgosi Płoszaj wciąż jest.
– To książka o rybniczanach dla rybniczan – mówi autorka.
Tę pierwszą dedykowała mamie, drugą tacie, ale też nam współczesnym oraz im – dawnym rybniczanom. Poznamy ich jutro o 18.00 w rybnickiej bibliotece.
Zobacz także