Strona główna/Aktualności/Historia/Tajemnice stuletniej kartki

Tajemnice stuletniej kartki

13.08.2023 Historia

Byłam przekonana, że widziałam już wszystkie zdjęcia urodzonego w 1904 r. w Rybniku późniejszego wybitnego brytyjskiego embriologa Alfreda Glücksmanna, który jako nastolatek pasjonował się fotografią i uwiecznił na kliszach nasze miasto z lat 1919-1922. Kopertę z około setką zdjęć zabrał ze sobą opuszczając Niemcy po dojściu do władzy Hitlera w 1933 r. Jakież było moje zdumienie, gdy jego córka, prof. Miriam Glucksmann, która w maju odwiedziła Rybnik, wręczyła mi nowe, kompletnie nieznane fotografie. Wśród nich była też pożółkła karta pocztowa wysłana z Rybnika w kwietniu 1923 r. do uczącego się wtedy we Wrocławiu Glücksmanna. A takie pamiątki zawsze kryją jakąś tajemnicę z przeszłości…

Kartka przedstawiająca leśną polanę z odręcznym opisem „Rudawald”, czyli „Las Ruda”. Arch. Miriam Glucksmann.

Niestety, nie znam języka niemieckiego, więc jedyne, co zdołałam wywnioskować, to to, że nadawca pisze o Rybniku, który „jest piękny gdy… nie ma Thei Priester”. Początkowo myślałam, że nadawcą jest Fritz Aronade, czyli najbliższy przyjaciel Alfreda, który jeszcze w 1921 r. był chłopakiem Thei i jako odtrącony jej adorator z sarkazmem mógł  przyznawać, że lepiej jest w mieście, gdy wyjechała.

Kartka przedstawiająca leśną polanę z odręcznym opisem „Rudawald”, czyli „Las Ruda”, po którym do dziś przechadzają się rybniczanie, nie dawała mi jednak spokoju. W pomoc w rozszyfrowaniu niemieckich bazgrołów na odwrocie kartki zaangażowali się moi bliżsi i dalsi znajomi z Facebooka. Po kilku dniach poznałam treść i imię nadawcy - tajemniczego Herberta, który prawdopodobnie był kolejnym zranionym przez flirciarę Theę młodzieńcem, Niemcem mieszkającym w polskim już Rybniku.

Podejrzewam, że kartka została zrobiona ze zdjęcia wykonanego przez nadawcę, dlatego przeglądając fotografie Rybnika wykonane przez Alfreda Glücksmanna, zastanawiałam się, kto tak samo jak on mógł patrzeć na nasze miasto 100 lat temu. Alfred fotografował zieleń, architekturę, swoich przyjaciół, istotne wydarzenia polityczno-społeczne (np. przyjeżdżających na plebiscyt w 1921 r. na rybnickim dworcu czy manifestacje i wiece na rynku).

Alfred fotografował również zieleń i architekturę. Zdj. Arch. Miriam Glucksmann

Dokumentował, choć wtedy na pewno nie myślał, że 100 lat później ktoś będzie analizować jego fotografie jako dokumenty, zwykłe spacery w okolicach Rybnika, ale i powstańców czy wojska rozjemcze. Chyba fascynował się tzw. techniką silhouette, polegającą na niedoświetlaniu sylwetki tematu głównego. Tak sfotografował m.in. swojego przyjaciela Fritza Aronade czy swoją siostrę Ilse z Theą Priester.Alfred fascynował się tzw. techniką silhouette. Arch. Miriam Glucksmann

Tej techniki musiał go nauczyć profesjonalista. Ktoś musiał pokazać temu nastolatkowi, jak obsługiwać aparat fotograficzny, który w tamtych czasach kosztował fortunę. Potem już jako student medycyny zamienił ten przyrząd optyczny na inny - mikroskop.

Z racji tego, że na kilku jego zdjęciach widać kamienicę, w której miał swoje atelier ówczesny mistrz fotografii Otto Schwittay, uznałam, że to właśnie on młodego Glücksmanna wdrażał w arkana sztuki fotograficznej.

Atelier ówczesnego mistrza fotografii Otto Schwittaya. Arch. Miriam Glucksmann

Według Michała Palicy, to Schwittay wybudował potężną kamienicę do dziś stojącą na rogu obecnych ulic Chrobrego (wówczas Gimnazjalnej) i 3 Maja. Wielu rybniczan zapewne kojarzy ją z drogerii Sanitas. Samo atelier mieściło się w przybudówce z prawej strony budynku, która w tamtym czasie od strony ulicy nie miała okien, co było celowym zabiegiem.

Na dachu kamienicy fotografa Otto Schwittaya, na rogu obecnej Chrobrego i 3 Maja. Arch. Miriam Glucksmann

Sądzę, że fotograf był też miłośnikiem kwiatów, gdyż przed swoim domem miał przepiękny kieszonkowy skwer z pnączami, różami, agawami i innymi egzotycznymi roślinami. Ten mały tajemniczy ogród musiał zachwycać Alfreda, bowiem zachowało się pięć fotografii tego miejsca, na których widać kaktusy w doniczkach.Ogród, który tak zafascynował Alfreda. Zdj. Arch. Miriam Glucksmann

Arch. Miriam Glucksmann

Starając się dowiedzieć czegoś o właścicielu atelier, odkryłam, że żona Otto Schwittaya była z domu Opitz, czyli pochodziła z rodziny innego lokalnego fotografa. Ale „eureka” zawołałam, gdy znalazłam informację z 1928 r., iż niejaki Herbert Schwittay z ulicy  Gimnazjalnej w Rybniku chce sprzedać wypasiony, jak na ówczesne czasy, motocykl! To był mój Herbert z kartki pocztowej! To syn fotografa, który po jakimś czasie przejął fach po ojcu, informował Alfreda o tym, co słychać w Rybniku!

Ogłoszenie o sprzedaży.

Od razu przypomniałam sobie wspomnienia syna Thei Priester, który opisując swoją mamę mówił o dziewczynie, w której wielu się kochało, m.in. jakiś fotograf. To Herbert był kolejnym porzuconym przez wyemancypowaną Theę! To on wysłał kartkę ze sfotografowanym przez siebie „Rudawald”, pisząc do przyjaciela Glücksmanna:

Mój drogi Friedlu,
Bardzo Ci dziękuję za pocztówkę i za to, że odezwały się „wyrzuty sumienia”. Już prawie sądziłem, że ja i dla Ciebie już nie istnieję. W Rybniku jest "bardzo ładnie", zwłaszcza że Thea już wyjechała! Czy już Ci się przedstawiła? Gdybyś miał się z nią teraz spotkać, przekaż jej najserdeczniejsze pozdrowienia. Czy Lenchel (? - Lenka?) jest we Wrocławiu? Chcieliśmy ją odwiedzić w niedzielę w Gliwicach, ale się nie udało. Chciałbym ją znowu zobaczyć. Fritz A. wraca za tydzień! Wybacz, że przesyłam Ci tylko kartkę, ale nie mam więcej czasu, a chciałem Ci przynajmniej odpisać. Pozdrawia Cię najserdeczniej Twój przyjaciel Herbert
(tłumaczenie Kornelia Kurowska, Fundacja Borussia, Olsztyn)

Karta pocztowa

Herbert Schwittay oraz jego rodzice Otto i Louise opuścili Rybnik w sierpniu 1930 r. i przenieśli się do niemieckiego Opola. Przed wojną Herbert w Opolu miał serwis fotograficzny (Foto-Dienst Schwittay). Nie znam jego dalszych losów, choć coś mi podpowiada, że w 1943 r. był w Wehrmachcie. Wtedy bowiem zmarł w Opolu jego kilkumiesięczny syn, a osobą zgłaszającą zgon była żona. 

W tym samym roku Friedel (tak nazywali Alfreda Glücksmanna przyjaciele), czyli jego kolega z rybnickich czasów, mieszkał w Cambridge i zajmował się badaniami nad szybkim leczeniem ran żołnierzy brytyjskich. Zaś kokietka Thea w Kanadzie z mężem i synem starali się przystosować do życia jako farmerzy. Czwarty z wymienionych z imienia na kartce, tj. Fritz Aronade, od września 1939 r. już nie żył.

Pasjonatka historii
Małgorzata Płoszaj
do góry