Strażniczki rybnickiej pamięci
Ponad trzydzieścioro rybniczan, m.in. Stanisław Szymura, który o Hucie Silesia wie wszystko, Anna i Paweł Gamoniowie, małżonkowie z 70-letnim stażem, mieszkanka Kamienia Róża Achtelik czy Mirosław Piecha, świadek zmieniającej się Rybnickiej Kuźni. Oni opowiadają, one nagrywają. A przy okazji spacerują po Paruszowcu z mieszkańcami dzielnicy, zaglądają w zakamarki Teatru Ziemi Rybnickiej i razem z artystką dźwiękową Agatą Dyczko nagrywają Zalew Rybnicki. Bo kto powiedział, że praca archiwistki musi być nudna. Na pewno nie one – rybniczanka Monika Glosowitz i katowiczanka Agnieszka Lniak, które od ponad roku tworzą Archiwum Pamięci Rybniczanek i Rybniczan, które rusza 3 listopada w ramach Tygodnia Śląskiego.

Nagrywacie opowieści rybniczanek i rybniczan. Jak ich dobieracie?
Monika Glosowitz: Założyłyśmy, że zbieramy historie mówione mieszkańców wszystkich rybnickich dzielnic i szukamy takich opowieści, które byłyby w jakiś sposób reprezentatywne dla każdej z tych dzielnic. Bierzemy też pod uwagę białe plamy w historii społecznej, które chcemy zapełniać, i oczywiście wiek rozmówców, aby zdążyć zarejestrować to, co za chwilę może już być nie do zarejestrowania. Interesują nas przede wszystkim wspomnienia i codzienne historie mieszkańców, pozornie zwyczajne, bo uważamy, że to one mają największą moc tożsamościotwórczą. Docelowo chcemy nagrać 50 rozmówców, a pierwsze opowieści można już odsłuchiwać na stronie archiwumrybnik.pl, którą sukcesywnie będziemy uzupełniać o nagrania kolejnych rozmówców. Są jeszcze dzielnice, do których nie dotarłyśmy, jak Boguszowice, Golejów czy Grabownia.
Agnieszka Lniak: Nasz projekt ma aktywizować mieszkańców miasta i zachęcać ich do opowiadania, dlatego współpracujemy też z lokalnymi archiwistami, pasjonatami historii, społecznikami znającymi te społeczności. Mamy sporo nagrań z Rybnickiej Kuźni, co jest efektem naszej współpracy z Superfundacją, z Danielem Jakubiakiem i Wiolettą Fałdą. I to właśnie ta dzielnica, jej „przyjezdność”, pewna hybrydowość, okazała się dla mnie – przyjezdnej zagłębianki – niezwykle fascynująca. W zasadzie w każdej opowieści, którą tam nagrałyśmy, przebija też wątek elektrowni – widać, jak istotny to zakład, który na nowo uformował tę dzielnicę, wcześniej małą wieś. I nie da się oderwać życiorysów mieszkańców Kuźni od tego obiektu, od jego działalności również społecznej i artystycznej, od budownictwa mieszkaniowego, które jest osnute wokół elektrowni. Mamy też opowieść mieszkającej tu od pokoleń rodziny Piechów – pan Mirosław i jego mama Krystyna opowiedzieli nam o tym, jak przeobrażała się Rybnicka Kuźnia, m.in. kiedy budowała się elektrownia i powstawał zalew.
MG: Nasze archiwum jest też pewnego rodzaju świadectwem pracy ludzi, z którymi rozmawiamy. Na początku chciałyśmy iść tropem nieistniejących już widmowych zakładów przemysłowych – Ryfamy, Ignacego, Huty Silesia czy właśnie Elektrowni Rybnik, mierzącej się z widmem przyspieszonego zamknięcia. I faktycznie te zakłady pracy również łączą jakoś te opowieści, bo to one, choćby Huta Silesia, budowały tożsamość zbiorową lokalnych społeczności.
Jacy są Wasi rozmówcy?
MG: Autentyczni i chętni do dzielenia się wspomnieniami, zdjęciami i swoimi historiami. I potrafią je opowiadać, szczególnie, gdy w jakiś sposób już je przepracowali. Absolutnie fantastyczne jest to doświadczenie, pozwalające nam przeglądać się w czyichś historiach – nam, rozmówczyniom, słuchającym ich na żywo, ale jestem pewna, że również tym, którzy będą odsłuchiwać te opowieści w internetowym archiwum. Co ważne, nie weryfikujemy prawdziwości opowiadanych faktów ani dat, pojawiających się w tle opowieści, bo nie o to tutaj chodzi. To jest praca z ludzką pamięcią, pamięcią na poziomie indywidualnym, ale też zbiorowym. Liczą się opowieść, emocje… Wśród szczególnie bliskich mi historii jest wzruszająca rozmowa, którą chciałam zrobić odkąd w Rybnickiej Radzie Kobiet pierwszej kadencji poznałam Elżbietą Piotrowską i historię jej córki Kasi, która zdruzgotała mnie wewnętrznie. To opowieść o walce o prawa opiekunów i osób z niepełnosprawnościami do funkcjonowania na równych prawach w każdej z przestrzeni publicznych, i ma, jak sądzę, ogromną siłę rażenia… Zresztą każdy z nagranych przez nas głosów ma wyjątkową moc przekazywania emocji, uważam, że nawet większą niż niósłby obraz wideo.
AL: W ramach archiwum nagrywamy też podcasty, organizujemy warsztaty i spotkania. Po jednym z nich, podszedł do nas Lesław Szostak z Zamysłowa, rodzinny archiwista, który postanowił podzielić się z nami swoją opowieścią. I to też jest wspaniałe, że poznajemy osoby, które mówią: „niech inni usłyszą historię mojej rodziny, mojego domu, mojej ziemi…”.
Nagrywacie w studio i w terenie, ale nie tylko wspomnienia. Co słychać w Zalewie Rybnickim?
AL: Gigantycznego suma, o którym ostatnio jest tak głośno (śmiech). Agata Dyczko, artystka dźwiękowa, reżyserka teatralna i autorka słuchowisk, którą znam, bo od dłuższego czasu działam w przestrzeni sztuki dźwiękowej, nagrywa i przetwarza też dźwięki ryb. I parokrotnie przyjeżdżała znad morza, by nagrywać dźwięki rybnickiego morza. Moczyła w nim hydrofony i faktycznie kilka razy coś wielkiego stukało i ocierało się o mikrofony, kto wie, czy nie był to nasz sławny sum? Podwodne nagrania Agaty z naszego morza są bardzo specyficzne, ponieważ tak, jak nasze ucho, tak też mikrofon zupełnie inaczej słyszy wodę, więc efekty jej pracy są tajemnicze i dość mroczne. Może właśnie z dźwięków tej wody wyrośnie alternatywna historia Rybnickiej Kuźni, opowiedziana z perspektywy sztucznego zbiornika, który jak udowadnia sum, żyje pełnią życia.
Archiwum rybniczanek i rybniczan ma ogromny potencjał…
MG: Opowieści mówione są bezcennym świadectwem historii naszego miasta – jego dzielnic, rodzin, codziennych spraw, które tworzą tkankę lokalnej tożsamości. Traktujemy je jako cenne źródło dla kolejnych pokoleń – w sensie badawczym i edukacyjnym. Obecny etap rybnickiego archiwum to takie „życie prenatalne” – widać, że ludzie czują potrzebę dzielenia się własnymi historiami, które składają się na historię zbiorowości – najpierw mikrowspólnot, jak rodzina i dzielnica, potem miasta, a dalej regionu. Skoro teraz mamy do czynienia z „życiem prenatalnym” naszego archiwum, to ma ono przed sobą kolejne etapy – może realizować nowe potrzeby społeczne, stanowić cenne źródło dla socjologów, historyków, literaturoznawców, kulturoznawców, dziennikarzy, nauczycieli, badaczy dźwięku… Wszyscy mogą z niego korzystać i analizować z różnych perspektyw. Naszym marzeniem jest, żeby materiały te zostały wykorzystane również w ramach ekspozycji muzealnych i znalazły się w książce, która inaczej, oddolnie, mogłaby opowiedzieć o tym mieście.
Zobacz także
Studenci z całej Polski nagrywali opowieści rybniczan
Monika Glosowitz o Archiwum pamięci rybniczanek i rybniczan