Ogród Schwittaya w starym Rybniku
W ostatnim czasie, pomiędzy byłym bankiem i obecnym (przy ul. 3 Maja), powstał nowy skwer. Już pod koniec XIX w. miasto uznało ówczesną Promenadenstrasse za trakt, który miał być spacerową arterią z dużą ilością zieleni. Prowadziła z Neuer Ringu (pl. Wolności) w kierunku nowo założonego parku miejskiego, czyli obecnej Hazynhajdy.
Rybnickie Towarzystwo Upiększania (miasta) niezwykle ambitnie podchodziło do zadania zazieleniania Rybnika starając się o nowe nasadzenia, instalowanie urządzeń parkowych i angażując uznanych ogrodników i architektów ogrodów.
Mniej więcej wtedy, gdy przy Promenadzie powstawał kolejny park, zwany Bukówką, osiadły w naszym mieście fotograf rozpoczynał budowę swej wielkiej kamienicy oraz atelier. Pochodzący z Prus Wschodnich, Otto Schwittay po krótkim pobycie w Katowicach na swe miasto wybrał Rybnik. Wielki gmach na skrzyżowaniu obecnych ulic Chrobrego i 3 Maja powstał około 1911 r. Wykonawcą imponującego rozmachem budynku była firma Baugeschäft Paul Martiny.
Choć ogromna kamienica w zasadzie zajęła całą powierzchnię działki, to właścicielowi udało się wygospodarować dwa kawałki na wyjątkowo imponujące ogródki, które swoim wyglądem wpisywały się w pomysł uczynienia tego traktu zieloną ulicą. O tym rybnickim fotografie nie za wiele wiadomo, mimo że pozostała po nim ogromna liczba zdjęć, które robił naszym przodkom. Świadczą one o jego umiejętnościach jako mistrzu w swym zawodzie, ale nie mówią nic o tym, że musiał też być miłośnikiem ogrodów i kwiatów.
Unikatowe fotografie, na których widać rybnickie miniarboretum Schwittaya od strony Promenady, jest dowodem na to, że fotograf miał dwa fachy w ręku. Z powodzeniem mógł zostać ogrodnikiem. W ciągu 10 lat od momentu wybudowania kamienicy zamienił ten mały kawałek ziemi w fascynujący tajemniczy ogródek, z którego prawie nie było widać zabudowań sąsiadującego po przeciwnej stronie browaru. Choć kto wie, może małe kieszonkowe ogródki z obu stron kamienicy były dziełem jego żony…
Zmieścił w nim zarówno drzewka liściaste, jak i iglaste. Okrągłe klomby obsadził rojnikami, paprociami, egzotycznymi trawami i bylinami, przeplatając to bujnymi różami. Latem wystawiał do ogrodu rośliny, które zapewne przez pozostały okres zdobiły wnętrze domu. I tak na fotografiach można rozpoznać wielkie agawy, kaktusiki w doniczkach, monstery, fikusy czy draceny.
Symetrycznie, od strony wschodniej, tj. za przybudowanym do kamienicy atelier, powstał drugi mały raj kwiatowy z różami oraz pnączami, które wspinały się na wysoką ścianę budynku. Oazy zieleni, do których ktoś z rodziny musiał mieć dobrą rękę na pewno powstały z miłości do przyrody i idealnie pasowały do Promenady i budziły zachwyt rybniczan.
Pod koniec lat 20. Schwittay zadecydował o wyjeździe z miasta i zaczął publikować anonse o sprzedaży domu oraz atelier. Jeszcze w 1927 r. w sali wspólnoty ewangelickiej zaprezentowano wystawę jego zdjęć zatytułowaną Die Rybniker Heimat, ale decyzja o opuszczeniu miasta była podjęta. Starał się zaoferować tę nieruchomość urzędowi wojewódzkiemu, sugerując, by umieszczono w niej urząd skarbowy. W piśmie skierowanym do Katowic napisał: „Na każdym piętrze znajduje się 8 pokoi, w tym pokoje o wymiarach 5x8 m. Moje mieszkanie na parterze połączone jest ze sklepem, gdzie prowadzę galerię sztuki. Na poddaszu, oprócz dużej powierzchni użytkowej i pralni, znajduje się mały apartament z salonem, kuchnią, przedpokojem i sypialnią. Przybudówka składa się z czterech dużych pomieszczeń, w których mieści się moja pracownia. Sama przestrzeń studia ma wymiary 5x10 m”. Władze wojewódzkie nie były jednak zainteresowane.
W 1930 r. budynek kupili państwo Pitlokowie, a Schwittayowie wyprowadzili się do Opola, gdzie już nie mieli ogródka. Tam były rybnicki fotograf zmarł, o czym z bólem poinformował zarząd rybnickiej gminy ewangelickiej w 1935 r.
W miejscu, gdzie jeszcze 100 lat temu wystawiano fikusy i monstery, nadal rosną drzewa, być może posadzone ręką mistrza fotografii. Nowy skwer, założony w tak bliskim sąsiedztwie, zapewne byłby obiektem, który Otto Schwittay z radością by fotografował z dachu swej kamienicy.
