Strona główna/Aktualności/Historia/Marek Szołtysek: Rybniczanin złapał rekina

Marek Szołtysek: Rybniczanin złapał rekina

04.02.2025 Historia

Zimową porą wielu z nas marzy o wyjeździe do ciepłych krajów, przykładowo do Egiptu, gdzie w styczniu czy w lutym nie lepi się bałwanów, ale w Morzu Czerwonym można popływać lub łowić ryby. Ale uwaga! Można się tam natknąć na niebezpieczną niespodziankę i złowić rekina. A gdyby kogoś interesowała historia pierwszego w dziejach rybniczanina, który rekina złapał, to właśnie jest okazja. Zdarzyło się to dokładnie 115 lat temu.

Franciszek Konsek z Rybnika wraz z rekinem upolowanym w 1910 rokuFranciszek Konsek żył w latach 1884-1965. Ten rybniczanin urodził się jeszcze jako poddany cesarza Niemiec, potem przeżył pierwszą wojnę światową, powstania śląskie, Polskę międzywojenną, drugą wojnę światową i jeszcze zdążył „skosztować uroków komunizmu” w powojennej Polsce czasów PRL. Franciszek między innymi pracował jako dozorca dawnego szpitala przy ulicy Rudziej. Krótko mówiąc był on wszechstronnie zdolny technicznie, czyli taka „złota rączka”. To dzięki tym umiejętnościom stał się podróżnikiem i łowcą rekinów.

Ale wszystko po kolei. Franciszek, jako 21-letni młodziok w 1905 roku został powołany na sześć lat do służby wojskowej w marynarce niemieckiej. A było to w czasach, kiedy Śląsk był jeszcze częścią Niemiec. Trafił do marynarki, gdzie służył na statku, na którym w 1909 roku wyruszył w dwuletnią podróż dookoła świata. Na taką atrakcję próbowała się „załapać” spora grupa ochotników, ale naszego rybniczanina wybrano z powodu jego umiejętności do naprawiania wszystkiego. Bo przecież na statku trzeba sobie radzić samemu.

Podróż trwała w latach 1909-1911. Ich statek „Scharnhorst” wyruszył z bałtyckiego portu w Kilonii. Opłynęli Danię przez cieśniny Wielki Bełt, Kattegat i Skagerrak i dalej już przez Morze Północne do Cieśniny Kaletańskiej. Następnie przez kanał La Manche statek dostał się na Ocean Atlantycki. Z kolei podróż prowadziła wzdłuż zachodniego wybrzeża Francji, Hiszpanii i Portugalii ku Cieśninie Gibraltarskiej, poprzez którą statek wpłynął na Morze Śródziemne, kierując się na Egipt ku Kanałowi Sueskiemu. Potem dalej do Azji, Ameryki i powrót do domu.

A co z tym rekinem? Ta przygoda przytrafiła się, gdy ich statek zatrzymał się na ciepłych wodach zatoki koło Tajlandii. Marynarzom nudziło się. Franciszek patrząc w morze zauważył nieznaną rybę z płetwą na grzbiecie. Przywiązał więc kawałek boczku do haka i na linie wrzucił go do wody. Ryba szybko podpłynęła i złapała się na hak. Gdy marynarze wyciągnęli ją na pokład statku, to rozpoznali w niej ogromnego rekina. Podczas patroszenia z brzucha ryby wypadły dwa buty. Okazało się, że to rekin ludojad, który niedawno pożarł jakiegoś rozbitka, ale butów jego żołądek jeszcze nie strawił. Ząb po tym potworze łowca wziął sobie na pamiątkę.

Franciszek wspominał, że rekin był bardzo przepadzity, czyli zachłanny, bo choć zjadł człowieka, to jeszcze skusił się na kawałek boczku. Z powodu tej zachłanności zginął. Mamy więc morał tej opowieści: Nie bądźcie zachłanni, bo przydarzy wam się to samo, co rekinowi od Franciszka Konska z Rybnika.

Polowanie na rekina to oczywiście nie były jedyne przygody naszego rybniczanina. Opływając świat przeszedł „chrzest morski” na równiku, był w głębi filipińskiej dżungli, w Chinach odwiedził mandarynów i spacerował po słynnym murze, w Bangkoku odwiedził świętego słonia, był u fryzjera w Japonii oraz podziwiał piękne Samoanki w strojach regionalnych, czyli „po sagu” – ale to już zupełnie inna historia.

Tekst i fotokopia: Marek Szołtysek

Publicysta
Marek Szołtysek

Zobacz także

Marek Szołtysek: Świat śląskich kolędników
Marek Szołtysek: Świat śląskich kolędników

Marek Szołtysek: Świat śląskich kolędników

Marek Szołtysek: Gęsi na rynku
Marek Szołtysek: Gęsi na rynku

Marek Szołtysek: Gęsi na rynku

Marek Szołtysek: Chwałowicka wieża
Marek Szołtysek: Chwałowicka wieża

Marek Szołtysek: Chwałowicka wieża

do góry